Mateusz Krzyszkowski: Dzień dobry, kłaniam się wam bardzo nisko. Marcina zatrzymały pilne sprawy, dlatego witam Państwa dzisiaj w pojedynkę. Pół żartem pół serio, liczba Marcinów w studiu się dzisiaj zgadza, ponieważ naszym gościem jest Pan Marcin Dębski. Teraz żebym się nie pomylił…Dyrektor Zespołu Szkół i Placówek Centrum dla Niewidomych i Słabowidzących przy Tynieckiej 6 w Krakowie.
Marcin Dębski: Dzień dobry, witam bardzo serdecznie. W nazwie zabrakło słów „pod nazwą”, ale i tak jest ok.
MK: To i tak dobrze, że tylko tyle zabrakło. Jak ostatnio naszym gościem była pani Lucynka to podałem jeszcze zupełnie inną nazwę, która była za moich czasów. Kiedy kończyłem szkołę w 2012r to była inna nazwa. Skąd taka zmiana?
MD: To były organizacyjne zmiany, które były niezbędne, aby ośrodek funkcjonował zgodnie z przepisami prawa. Z tego co rozmawiałem z uczniami, ta nazwa bardziej im przypada do gustu. Jednak centrum dla niewidomych i słabowidzących brzmi zdecydowanie lepiej.
MK: To jest tak jak w tym kawale. Mamy specjalne ośrodki, specjalne szkolnictwo, specjalne szkoły itd, ale jak przychodzi co do czego to na jakieś konflikty zbrojne wysyła się służby specjalne.
MD: Tak, my już ten żart znamy od lat. Pamiętasz jak szliście na komisję wojskową, też się śmialiśmy że do snajperów chłopaki idą. Natomiast prawda jest taka, że jednak określenie specjalny niesie za sobą jakiś bagaż informacji, który nie do końca tak dobrze się kojarzy. Ja uważam, że najlepiej brzmi specjalistyczne, natomiast centrum dla niewidomych i słabowidzących wydaje mi się, że brzmi najlepiej.
MK: Też tak bardzo nowocześnie można powiedzieć. Zacznę od takiego pytania. Jak stało się to, że trafił pan właśnie do tego środowiska osób niepełnosprawnych wzrokowo?
MD: Od 15 roku życia obracałem się w środowisku osób z niepełnosprawnością intelektualną, tam stwierdziłem, że to jest droga dla mnie. Potem były studia pedagogiczne, praktyki, poznawanie gdzie ewentualnie można by było pracować. Złożyłem dokumenty na Tyniecką i udało się. Pan dyrektor Kozłowski przyjął mnie do pracy do internatu.
MK: No to akurat ciekawa sprawa, że to taka droga od jednej niepełnosprawności, do drugiej niepełnosprawności.
MD: To tak jak mówię zaczyna się od jednego, a później wchodzi się w to środowisko wszystkich osób niepełnosprawnych . Też mam do czynienia z osobami głuchymi, z osobami z autyzmem, z niewidomymi, czy z osobami z upośledzeniem umysłowym.
MK: Też trzeba zaznaczyć, że chociaż nazwa placówki wskazuje, że jest ona dla słabowidzących i niewidomych to jednak znajdują się tam też osoby z innymi problemami zdrowotnymi z którymi trzeba sobie radzić.
MD: Tak, ale zawsze musi występować ten element wzroku, dlatego mamy też osoby niewidome, czy słabowidzące z niepełnosprawnością intelektualną.
MK: Jeśli chodzi o lata Pana pracy to z tą placówką jest pan związany od 2000 roku i zaczynał pan jako wychowawca w internacie. 21 lat szczebelek po szczebelku. Różnego rodzaju przeżycia i doznania związane z tą szkołą. To jest kawał historii. Czy właśnie na przestrzeni lat zauważa pan różnice między osobami które uczą się dzisiaj współcześnie w szkole, czy to mieszkają w internacie, czy są dochodzące do placówki na zajęcia, a tymi z którymi pan dopiero rozpoczynał tą swoją przygodę? Może też z perspektywy takiego Pana doświadczenia . Na początku jak ze wszystkich człowiek się stresuje bo się jednak mimo wszystko uczy.
MD: Tak. Ja zawsze powtarzam, że najlepszą forma nauki jest praktyka. Kiedy przyszedłem na Tyniecką ważne były dla mnie obserwacje i też podpowiedzi od starszych wychowanków i wychowawców. Trzeba podkreślić, że kiedy rozpoczynałem pracę to ten zespół nauczycieli to było coś niesamowitego. Człowiek od razu czuł się jak u siebie i było czuł tego ducha, który był tam pielęgnowany. To zasługa pana Dyrektora Kozłowskiego, to było coś absolutnie niesamowitego. Jaka jest różnica? Myślę, że przede wszystkim skok cywilizacyjny. Wcześniej młodzież była mniej samodzielna. Teraz patrząc na te roczniki, nawet po tych doświadczeniach nauki zdalnej, którą też musieliśmy w pewnym momencie prowadzić, młodzież zdecydowanie jest bardziej samodzielna, tej pomocy potrzebują mniej, jest to inna formy pomocy, natomiast świetnie sobie radzą. Ja zawsze z pełnym podziwem patrzę na nieobecnego dzisiaj Marcina, który zrobił oszałamiającą karierę sportową, ale też ogólnie jako człowiek poszedł w takim dobrym kierunku. Z resztą tak samo jak Ty, świetnie sobie radzicie. Zawsze powtarzam, że nie sztuką jest zdobywać wysokie góry, czy skakać ze spadochronu, bo większość z osób, brzydko powiem pełnosprawnych, tego nie robi. Macie rodziny, pracujecie, realizujecie się społecznie i zawodowo, to jest cel całej pracy, którą robi centrum.
MK: Wspomniał pan o technologii, to też jest w sumie taki ciekawy temat. Na pewno pamięta pan te czasy, kiedy dzieciaki musiały biegać z tymi wielkimi maszynami brajlowskimi, tymi wielkimi podręcznikami, które zajmowały niesamowite ilości miejsca, czy to w plecakach, czy to w pokojach. Dzisiaj żyjemy w czasach, gdzie wszystko jest na komputerze, w jednym pliku. Czy dla was jako wychowawców, czy nauczycieli to też jest wygoda, jeśli chodzi o wychowanie młodzieży w tego typu ośrodkach?
MD: Powiem tak, na pewno jest to wygoda. Jednak nie należy zapominać o tym, że dzieciaki dalej chodzą z maszynami. Nauka brajla jest nieodzowną kwestią, dlatego książki dalej są. Prawda jest taka, że to jest jedyna możliwość z której oni korzystają. Czytają, piszą i to jest bardzo istotne, bo jednak nagranie, czy czytanie przez komputer tekstu to nie jest to, co każdy dorosły człowiek powinien umieć, czyli czytać i pisać.
MK: Tak, tutaj też przy ośrodku działa szkoła muzyczna, uczeń nie może się uczyć nut z komputera trzymając skrzypce w dłoni.
MD: Chociażby nauka pisma brajla jest bardzo ważnym elementem edukacji u nas w centrum i na pewno tak będzie cały czas. Chociaż rzeczywiście ilość nagrań się powiększyła. Pamiętam jak wychowawcy czytali lektury, bo nie wszystkie były nagrane. Teraz te lektury są w komputerach. Pamiętaj jak czytałem jakieś greckie tragedie, czy komedie. To wszystko zajmowało bardzo dużo czasu. Teraz każdy z wychowanków ma albo smartfon albo komputer i sam może sobie spokojnie tego przesłuchać.
MK: Ja pamiętam swego czasu na Tynieckiej były takie wieczory z kinem i audiodeskrypcje na żywo, gdzie między innymi Pan ją robił. To było coś fajnego, ponieważ przychodzili ludzie z różnych klas, różnych roczników, siadali wszyscy jak jeden mąż. Przychodził także wychowawca i wcielał się w rolę tych naszych oczu, to też było super, takie integrujące.
MD: To były wieczory filmowe. Z tego co pamiętam robiliśmy je w piątki wieczorami, dwa albo trzy filmy. Z czego pod koniec drugiego większość z was już spała, zostawały już tylko niedobitki. Rzeczywiście to było fajne ponieważ zostawali faktycznie ci wychowankowie, którzy byli zainteresowani tym tematem. Później te rozmowy o filmie, wasze uwagi do nas w jaki sposób mówić, co wam się podoba, co wam się nie podoba. „A może Pan by się trochę zamknął na chwilę”, też takie były teksty, bo jednak człowiek chciał przekazać za dużo szczegółów. Prawda jest taka, że wszyscy nauczyciele, którzy pracują na Tynieckiej muszą robić audiodeskrypcje, bo zasadniczo nasza praca to głównie opowiadanie i bycie waszymi oczami, jak to ładnie określiłeś.
MK: Przechodząc też do życia około internatowego, to ja pamiętam, że były bardzo często robione jakieś dyskoteki, przeglądy grup teatralnych, konkursy piosenek. My jako wychowankowie tego internatu kończyliśmy szkołę, szliśmy do naszego pokoju i mieliśmy takie „odrabianki”. To pamiętam bo musieliśmy siedzieć i nie można było wyściubić nosa poza drzwi od pokoju. Ale gdzieś tam wieczorami, pod koniec tygodnia była dodatkowa impreza, żeby spotkać się między klasami, między rocznikami i wspólnie się pobawić. Wspólnie między innymi też z wami jako wychowawcami. Były też te pamiętne studniówki na Tynieckiej. Gdzie studniówka to jest dla każdego młodego człowieka wielkie wydarzenie, a co dopiero tutaj w naszym środowisku. Też żyjąc w internacie przez te kilka lat bardzo zżyliśmy się z osobami z którymi wtedy mieszkaliśmy.
MD: Ja mam sporo kontaktu z naszymi wychowankami, którzy skończyli te szkołę i to dzięki tym dyskotekom, czy integracji jak to nazwałeś, mamy sporo małżeństw Tynieckich. Czy to Monika z Radkiem, czy Piotrek z Bogusią. To jest takie miejsce, gdzie się poznajecie i potem tworzycie rodziny. Ja się zawsze śmieje, że ja to już mam kilkoro wnuków z mojej pierwszej klasy. Widziałem się z nimi 2 albo 3 lata temu. Przyjechali z całymi watahami dzieci, było to bardzo wzruszające. Człowiek wtedy widzi sens swojej pracy. Widzę to, że w jakiś sposób przyłożyłem się do tego, że tak jak wspominałem pracują, realizują się rodzinnie. W takich momentach ciarki przechodzą przez całe ciało.
MK: Ja się zawsze śmieje, że dla mnie ksiądz, nauczycielem i lekarz to nie jest zawód, a to jest powołanie. To co Pan teraz wspomniał, wy jako wychowawcy jesteście poniekąd takim substytutem rodzica. My jak przychodzimy do szkoły, często jest to okres, gdzie to jest szkoła podstawowa, więc spędzamy z wami długie, długie godziny, długie dni, tygodnie, miesiące, czy lata. My dorastamy. Oprócz tego, że mamy swoje specyficzne problemy ze wzrokiem, mamy też klasyczne problemy, czy to miłosne, czy to edukacyjne. To wy często jesteśmy tymi osobami do których udajemy się po porady, żeby uzyskać jakieś pocieszenie, dowiedzieć się czegoś od osoby bardziej doświadczonej, to bardzo mocno zżywa. Tak jak Pan powiedział, ma Pan tych swoich wnuków internatowych. Często się zdarza, że wy się spotykacie na takich imprezach np. nieobecny Marcin rok w rok organizuje wigilię klasową.
MD: Tak, tak. Generalnie jest tak, że wychowawcy wiedzą co się dzieje u ich wychowanków i jak tylko są jakieś informacje to przekazują i wymieniają się nimi. Wspominki zawsze są, ten to był taki… a pamiętamy jak Marcin Ryszka porządził kiedyś w starym internacie na 2 piętrze, pamiętamy Mateusza, pamiętamy was wszystkich, wszystkie wasze wybryki, ale też oczywiście te miłe rzeczy. To był taki fajny facet generalnie, wyszedł na ludzi. Zawsze powtarzam, że nie siedzi w domu, nie kiwa się na łóżku, ale rzeczywiście coś robi w swoim życiu wartościowego. To jest również odkrywanie waszych talentów, też trudne rozmowy, bo trzeba powiedzieć od czasu do czasu wychowankom, że tak to nie może być, musisz zrobić to tak i tak.
MK: No i te nieszczęsne wyjściówki…
MD: Nieszczęsne wyjściówki, co nie zmienia faktu, że internat uczy pewnych zachowań, daje wam pewne nawyki, które wbrew pozorom później są potrzebne w życiu. Chociaż rozumiem, że wzbudzały i wzbudzają w was nadal pewien opór.
MK: Miałem wątpliwą przyjemność w ostatniej klasie wylądować u Pana na dywaniku. To była jedna z tych pierwszych rzeczy o której pomyślałem, gdy się dowiedziałem, że będzie Pan gościem tego odcinka, zaraz po tym jak Marcin powiedział, że nie da rady dojechać… ale nie jest źle.
MD: (śmiech) Było, było, ale myślę, że nie było chyba tak źle, prawda?
MK: Na dyplomie maturalnym nie odnotowałem spadku oceny z zachowania także dziękuję bardzo.
MD: Proszę bardzo (śmiech), służę.
MK: A mam takie pytanie. Mówimy o tym, że jest rodzinna atmosfera, że są przyjaźnie, że są te kontakty utrzymywane. A jeśli chodzi o współpracę całego ośrodka z innymi instytucjami, które zakładane są bardzo często przez właśnie wychowanków.
MD :Oj tego jest bardzo dużo. Realizuje się mnóstwo programów. Otrzymujemy od was też mnóstwo pomocy i wsparcia, za co jestem bardzo wam wdzięczny. Nie zmieniło się to także podczas pandemii, ostatnio przecież też dostaliśmy laski. Dla mnie jest mega ważne, żeby centrum istniało w przestrzeni publicznej, żeby wszyscy wiedzieli, że w Krakowie przy Tynieckiej jest takie miejsce, gdzie osoba, która ma problem ze wzrokiem może przyjść, może się poradzić i tę pomoc zawsze otrzyma. Dlatego też staramy się tak prowadzić naszą politykę medialną, żeby o Tynieckiej było słychać jak najwięcej, gdzie się tylko da. Jesteśmy zaprzyjaźnieni chociażby z Kroniką Krakowską, czy z Radiem Kraków, z panią Masztalerz, która chyba też była u was.
MK: Tak jest.
MD: Współpracujemy, także ze stowarzyszeniami, które zostały założone przez naszych absolwentów. Bez liku jest tych organizacji i instytucji z którymi współpracujemy.
MK: Panie Marcinie, wspomnieliśmy już trochę o współpracy z ośrodkiem, a teraz zadam takie trudniejsze pytanie, bardziej dyrektorskie. Jak zarządza Pan takim ośrodkiem? Bo to nie jest tak, że jest Pan dyrektorem szkoły, czy kierownikiem internatu, ale jest pan gdzieś usytuowany, gdzieś tam na szczycie tej piramidy, pod którą jest wiele innych osób z którymi trzeba współpracować i to w taki ścisły sposób, prawda?
MD: Nie powiem, że jest łatwo, natomiast ja bardzo cenię moich współpracowników i tych wicedyrektorów i tych kierowników, których mam przed sobą. Dzięki nim to wszystko działa tak jak należy. Trzeba pamiętać, że jest to placówka, która zajmuje się dzieciakami, już od 3 miesiąca życia. To jest wczesne wspomaganie rozwoju, później może być kontynuowane przez szkołę podstawową, internat, szkołę muzyczną, skończywszy na szkołach policealnych. Ponad 200 nauczycieli, prawie 70 osób obsługi, także jest co robić. Natomiast tu trzeba pamiętać, że są to ludzie, którzy wiedzą o co w tym chodzi i bardzo pomagają. Oczywiście są też tacy którzy mniej pomagają. Myślę, że jak w każdej społeczności są różnego rodzaju osoby. Natomiast staramy się pamiętać o głównym naszym celu, czyli o naszych wychowankach. Staramy się stworzyć taką atmosferę, aby każdy dobrze się czuł i robił wszystko jak najlepiej potrafi. Najlepszym dowodem na to, że wszystko dobrze funkcjonuję, jest to, że ci absolwenci ciągle gdzieś tam krążą wokół centrum dla niewidomych i cały czas sobie współpracujemy.
MK: Tutaj w podcaście mieliśmy panią Lucynkę, która jest pracownikiem szkoły, albo teraz gościmy u nas Pana. Myślę, że to jest dowód na to, że pomimo tych wszystkich trudów można to wszystko ogarnąć.
MD: Tak, jak najbardziej udaje się ogarniać. Kosztuje to na pewno dużo siły, emocji, pracy, ale warto. Kiedy uda się zrobić coś i widzę minę naszych dzieciaków, czy też młodzieży, to wtedy dostrzegam, że cała ta praca ma sens. Teraz tu się pochwalimy trochę. Dzięki Zarządowi Infrastruktury Sportowej w Krakowie, udało nam się pozyskać pieniądze na boisko szkolne. Mamy boisko co prawda nie wymiarowe, bo nie mamy na tyle miejsca, ale mamy boisko, gdzie mamy miejsce na grę w piłkę nożną, koszykową, siatkową. Od niedawna mamy też golfa.
MK: To wpadam na partyjkę.
MD: Zapraszam serdecznie, ale nie nastawiaj się, bo mamy tam tylko kilka dołków. Mamy też wyjątkową rzecz. Zrobiliśmy taką ścieżkę miejską, którą podzieliliśmy na etapy i są tam poukładane wszystkie nawierzchnie, które występują w miastach. Nasi najmniejsi wychowankowie, będą wstanie prawidłowo rozpoznawać nawierzchnię. Kończy się to wszystko, zrobionym też przez nas, przejściem dla pieszych ze światłami i z dźwiękiem. Jest to fajna rzecz i nie mogę się doczekać 1 czerwca, kiedy to otworzymy i dzieciaki będą mogły się spokojnie bawić na tym boisku, grać i uprawiać sport.
MK: Mówimy pan, że 1 czerwca jest taki oficjalny duży powrót, chociaż tak naprawdę już teraz uczniowie i nauczyciele wrócili do ośrodka. Pytanie związane z tą nieszczęsną pandemią. Jak ośrodek musiał sobie poradzić z tą niecodzienną dla wszystkich sytuacją i czy cieszy się Pan, że to życie do tych murów wróciło.
MD: Pamiętam takie sytuacje z marca zeszłego roku, czy kwietnia, gdzie był zupełny lockdown. W ośrodku była pani portierka i ja. To było przerażające, bo wszyscy byli w domach. Potem zaczęliśmy powolutku wracać. Bardzo starałem się, aby uczniowie chodzili ile się dało i na ile pozwalały warunki. Przygotowaliśmy się oczywiście w sposób taki jak tylko potrafiliśmy najlepiej. Tutaj trzeba pamiętać, że spore wsparcie było ze strony instytucji, z którymi współpracujemy. Od stowarzyszeń dostawaliśmy płyny, nie płyny, co nuda na kiju. Ludzie pytali jak mogą pomóc. Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, bo dzięki temu jak już młodzież wróciła to udało się zrobić kilka rzeczy. Jest już wyremontowane kilka sal, doprowadziliśmy do porządku kilka rzeczy pod nieobecność naszych wychowanków. To był też czas, z którego korzystaliśmy na takie drobne remonty. Nie mogę powiedzieć, że to był bardzo zły czas, natomiast smutek jednak był bo Tyniecka zawsze wrzała, więc chodzenie po pustych korytarzach było dość dziwnym i wyjątkowym uczuciem. Natomiast już wszystko wróciło do normy, poza szkołą muzyczną, która jeszcze uczy zdalnie, przynajmniej tych uczniów którzy są uczniami dochodzącymi. Myślę, jednak, że w przeciągu kilkunastu dni też wrócimy ze szkołą muzyczną i, że będzie „normalnie”.
MK: Tak się zastanawiam, czy utrzymanie tego reżimu sanitarnego według, których placówki są zobligowane teraz funkcjonować jest trochę trudniejsze dla niewidomych, gdzie trudniej jest zachować dystans, gdzie zmierzają ku sobie dwie, czy trzy osoby, które siebie nie widzą.
MD: Oczywiście trzeba pamiętać, że problem jest z dotykiem. Prawda jest taka, że te ręce są waszymi oczami. Tyle ile mogliśmy zrobić zrobiliśmy. Dostęp do dezynfektorów jest co 5-6m. Jest ich na tyle, na ile ich mogliśmy ich umieścić. Panie sprzątające, za co im chwała, chodzą cały czas i dezynfekują parapety, czy klamki. Tutaj też trzeba mówić o ucznia, którzy podeszli w taki odpowiedzialny sposób do tego. Mówię tutaj o klasach starszych, gdzie naprawdę podeszli do tego z ogromnym zrozumieniem, pilnują się nawzajem i miło patrzeć na taką odpowiedzialność młodych ludzi.
MK: To jest akurat fajna i ważna rzecz. Chciałem się jeszcze zapytać o kwestię związaną z taką konkurencją, nie wiem czy rankingiem, walką. Czy w Polsce między ośrodkami jest swego rodzaju rywalizacja? Nie chodzi mi tutaj o ucznia konkretnego, a bardziej o taki ranking jak na polskich uczelniach. Czy nasz ośrodek z Krakowa bierze udział w swego rodzaju walce rankingowej o miano tego najlepszego?
MD: Powiem tak, ja się bardzo przyjaźnie np. z Owińskami pod Poznaniem. Zawsze wychodzę z założenia, że trzeba robić swoje, każdy ma swój ogródek, który musi obrobić. My staramy się robić swoje, nie podkradamy sobie nawzajem uczniów absolutnie. Myślę że nie ma współzawodnictwa, bardziej jest chęć współpracy dla dobra wychowanków i gdzieś tam wypracowanie jakiś wspólnych stanowisk także ja przynajmniej tej rywalizacji nie zauważam. Chociaż logicznym jest to, że jeśli są jakieś zawody sportowe itd. to te ośrodki już na poziomie uczniowskim biją się o te zaszczytne miejsca na podium. Co nie zmienia faktu, że bardzo bym chciał żeby... Nie wiem, czy pamiętasz, ale za dyrektora Kozłowskiego było mnóstwo zawodów sportowych. Zjeżdżali się ludzie rzeczywiście nie tylko z Polski ale także z Czech, z Niemiec, ze Słowacji. Były też organizowane na AFW krakowskim zawody sportowe. Pamiętam te czasy, kiedy Tyniecka była potęgą lekkoatletyczną. Bardzo chciałbym do tego wrócić. Jeżeli byśmy zaczęli przykładać większą wagę do sportu to można osiągać różne sukcesy. Mamy różne przykłady nawet olimpijczyków i zasadniczo ten rozwój sportu i ruchu, a szczególnie po tej pandemii jest bardzo istotny i bardzo do tego przekładam wagę. Chociażby te sprawy z boiskiem, który stał się priorytetem żeby właśnie to było miejsce, gdzie uczniowie będą mogli spokojnie uprawiać sport.
MK: Mam nadzieję, że uda się stworzyć swego rodzaju szkółkę juniorów sekcji blind footballu Wisły Kraków, której mam przyjemność być częścią, a której częścią są tak na prawdę absolwenci lub obecni wychowankowie ośrodka.
MD: Tak, i blind football i goalball chcieliśmy nawiązać z nimi ścisłą współpracę, żeby wychowankowie mogli złapać bakcyla sportowego i w przyszłości mogli się realizować tak jak wy się realizujecie sportowo.
MK: Nie ma co się oszukiwać, dla osób niewidomych ten ruch, sport jest bardzo ważny. My jako osoby z dysfunkcją wzroku, mamy problem z ograniczeniami różnego rodzaju. Natomiast nie ma co ukrywać, że ten sport dla każdego jest dobry, dla każdego człowieka jest potrzeby. A zwłaszcza dla nas i tutaj pojawia się kolejne moje pytanie. Nie wiem, czy gdzieś tam do pana to docierało, ale np. u nas w tym naszym krakowskim środowisku osób z dysfunkcją wzroku troszeczkę się tak utarło, że Tyniecka to jest na tyle innych ośrodków dla osób z dysfunkcją wzroku, tym który bardzo mocno bazuje na szkole muzycznej, nie ma co się oszukiwać, ale pod tym kontem jesteśmy bardzo silni. Ale też jak pan tutaj zauważył i podkreślił, że gdzieś tam sportowo troszeczkę od tego odbiegliśmy. Tym bardziej osobiście się cieszę, że powstały takie punkty sportowe jak boisko do piłki nożnej, czy do goalballa, czy koszykówki.
MD: Tak, ja bardzo bym chciał. Tym bardziej, że mamy sporo sukcesów sportowych w swojej historii i sporo nauczycieli, bo przecież jeszcze wciąż żyjący i wciąż aktywny, bo też przychodzą czasami na Tyniecką, takich ludzi, którzy potrafili po prostu zrobić cuda. Umówmy się, że nasi mistrzowie pierwsze kroki, które stawiali, robili na Tynieckiej, to jest na pewno bardzo istotne. Zresztą dzięki radnym miasta Krakowa i prezydentowi Krakowa, panu Jacku Majchrowskiemu, też dostaliśmy dofinansowanie. Zostały wydane spore pieniądze na doinwestowane tej strony sportowej, to boisko bardzo fajnie wpisuje się teraz w program miasta Krakowa. Weź się rusz, chyba takie jest to hasło, nie jestem pewny. Myślę, że teraz te możliwości będą większe. Mamy w planach jeszcze kilka inwestycji, też nie będę tutaj zapeszał, natomiast może w przyszłym roku zrobimy coś sportowego na Tynieckiej, ale to tak jak mówię nie chce zapeszać. Pracujemy nad tym, jesteśmy w trakcie rozmów z władzami, aby Tyniecka miała bazę sportową taką jak należy.
MK: Trochę mi Pan storpedował pytanie, bo chciałem zapytać o jakieś plany. Ale skoro nie chce Pan o nich mówić to może zapytam Pana jako dyrektora tego ośrodka o marzenia związane z placówką. Czy jest coś, co chciałby Pan w bliższej lub dalszej przyszłości jako ośrodek osiągnąć?
MD: Ostatnio słuchałem wywiadu z panem prezydentem. Pan prezydent powiedział, że nic się nie dzieje bez marzeń. Ja tych marzeń mam mnóstwo. To są takie marzenia takie przyziemne. Jest cały parking do wyremontowania, są alejki do wyremontowania. Pracujemy cały czas nad ogrodem i tutaj wielkie podziękowania dla nauczycieli, ogrodników, też dla naszych panów technicznych, którzy na prawdę sporo serca tam włożyli do tego ogrodu. Poprawiamy niektóre rzeczy, staramy się. A jakie marzenia? Mi się marzy żeby też szkoła zaczęła być kolorowa, żeby zaczęła być przyjemna dla wzroku. Tutaj mamy jeszcze dużo sal do remontu. Jeśli chodzi o sprzęt to jesteśmy doposażeni, ale zakładam z moim szczęściem życiowym... To też mogę powiedzieć, że dostaliśmy ostatnio sto tysięcy dolarów, od pewnej pani z Australii, która zadzwoniła w tamtym roku w wakacje, że chciałaby nam je przekazać i akurat przyszedł przelewem parę tygodni temu. Przyszło ponad 300 tysięcy złotych i dzięki temu wyremontujemy kilka kolejnych pomieszczeń, wyposażymy je tak, żeby to już był XXIw. Marzeniem takim największym, teraz sobie przypomniałem...
MK: Oprócz klocków LEGO o których ostatnio rozmawialiśmy. (śmiech)
MD: Oprócz klocków LEGO i motocykla Triumph, (śmiech) to jest oświetlenie na Tynieckiej. Robimy to tak etapowo, natomiast chciałbym, aby oświetlenie na Tynieckiej spełniało wszystkie normy, które są niezbędne do tego, aby osoby z dysfunkcją wzroku, które mają jeszcze jakieś resztki wzroku, żeby mogły funkcjonować tam, żeby nie było dla nich za ciemno, czy za jasno. Pracujemy nad tym, ale to jest jeszcze długa droga przed nami.
MK: Ale krok do kroku i dojdziecie do celu. Mam jeszcze ostanie pytanie w którym będę prosił Pana o to, aby Pan zareklamował ośrodek. Mam nadzieję, że słuchają nas może przyszli uczniowie, może rodzice tych dzieci, które mają problemy ze wzrokiem. Dlaczego warto trafić tutaj do Krakowa? Na co można liczyć, na jaki rodzaj wsparcia? Czego można się na Tynieckiej nauczyć? Dlaczego w Krakowie jest najlepszy ośrodek w Polsce?
MD: Czyli jednak współzawodnictwo (śmiech). Dlaczego na Tynieckiej? Dlatego na Tynieckiej, bo zapewniamy zasadniczo wszystko, czyli począwszy od zajęć rewalidacyjnych, przez naukę, przez pokój, przez mieszkanie. Zapewniamy dobrą atmosferę, odpowiedni poziom nauczania. Dla rodziców myślę, że jest ważne to, że wszystko to czego potrzebuje państwa dziecko, ono dostanie na Tynieckiej. Jeśli czegoś nie mamy to na pewno to zorganizujemy. Zapraszamy, 12 czerwca mamy dni otwarte online, więc można się dowiedzieć więcej. No cóż, Tyniecka przecież jest w centrum Krakowa. Do Wawelu mamy raptem 10min, więc chociażby to miejsce.
MK: Tak, to trzeba przyznać, że jeśli chodzi o usytuowanie ośrodka to chyba na świecie nie ma lepszej lokalizacji.
MD: Tak, dokładnie. Mamy fantastycznych specjalistów. To są ludzie, którzy na prawdę znają się na swojej pracy i mają mnóstwo doświadczenia. Myślę, że to jest chyba taką najlepszą rzeczą, oprócz wizytówki, która siedzi przede mną, czyli Mateusz Krzyszkowski, który jest absolwentem naszej szkoły, czy Marcin Ryszka. Właśnie tacy ludzie wychodzą od nas z Tynieckiej.
MK: Kochani, będziemy kończyć. Ja mogę tylko tyle dodać, że nie mam nic do dodania. Absolutnie polecam, zachęcam. To wszystko o czym powiedział Pan dyrektor co już jest, co jest planowane. Warto trafić tutaj do Krakowa! Piękne miasto, świetni ludzie, bardzo dobry ośrodek i specjaliści. Moim gościem był dzisiaj pan Marcin Dębski, dyrektor zespołu szkół i placówek pod nazwą centrum dla niewidomych i słabowidzących Tyniecka 6 w Krakowie. Dziękuję bardzo!
MD: Dziękuję serdecznie!