Prowadzący: Dzień dobry, dzień dobry, to Wasz ulubiony podcast “Nie widząc przeszkód”. Razem z Państwem: Mateusz Krzyszkowski i Marcin Ryszka wraz z naszą rozmówczynią, specjalnym gościem, dziennikarką Radia Kraków Martyną Masztalerz. Cześć Martyna!
Martyna Masztalerz: Cześć, dzień dobry.
P: Martyna jest tutaj z nami, ponieważ w Radiu Kraków prowadzi audycję poświęconą między innymi osobom z niepełnosprawnościami, czyli “Pytania i wyzwania”. Powiedz, jak to jest usiąść na chwilę po drugiej stronie mikrofonu?
M: Bardzo dziwnie. Mam nadzieję, że nie okaże się, że lepiej zadaję pytania niż na nie odpowiadam.
P: Nazwa “Pytania i wyzwania” kojarzy mi się z grą, w którą grało się w młodzieżowych czasach.
M: Dobrze ci się kojarzy. To nawiązanie do tej gry jest po to, żeby spuścić trochę ciśnienie z tematu niepełnosprawności.
P: Zastanawia mnie, czy sama sobie wybrałaś tematykę, którą się zajmujesz obecnie, czy może Twoje szefostwo Ci ją narzuciło? Ktoś przyszedł i powiedział: “Martyna, słuchaj, jest taki temat do zrobienia, to będzie Twoja działka.”
M: Trochę tak było, że przyszedł do mnie prezes i powiedział: “Słuchaj, mamy tutaj działkę do obstawienia.”, ale to nie tak, że byłam z tego powodu niezadowolona. Pomyślałam sobie, że to fajnie, czegoś się dowiem, bo przecież jestem absolutnym laikiem w tym temacie. W ten sposób faktycznie zaczęło to funkcjonować. Dzięki temu bardzo poszerzyłam swoje horyzonty i swoją perspektywę, jeśli chodzi o osoby z niepełnosprawnościami.
P: A miałaś wcześniej jakieś doświadczenia z tym środowiskiem? Czy może było tak, że byłaś totalnym laikiem, tak jak powiedziałaś i nagle teraz, dzięki Twojej pracy, Twojej działalności dowiedziałaś się i zyskałaś jakąś wiedzę w tym temacie?
M: Miałam taką wiedzę jak zwykły Kowalski pełnosprawny, który sobie po ulicy chodzi i ma może kilku znajomych z niepełnosprawnościami. Generalnie kompletnie nic nie wiedziałam o tym środowisku. Gdybyś mnie zapytał wtedy czym jest środowisko osób z niepełnosprawnościami, jakie są fundacje to nie powiedziałabym Ci nic. A teraz mogę Ci dużo powiedzieć.
P: Teraz pewnie wiedzę masz większą niż ja (śmiech). Czy możesz powiedzieć, że na przestrzeni lat, czy pod wpływem doświadczenia Twój obraz i postrzeganie osób z niepełnosprawnościami się zmieniło? Mówisz, że byłaś laikiem, a teraz masz tę wiedzę nieco większą, nagrałaś już też sporo programów.
M: To jest trudne pytanie. Spojrzałam na tę tematykę jak na czystą kartę, nie miałam żadnych oczekiwań, a i tak bardzo dużo rzeczy mnie zaskakiwało po drodze. Poznałam wielu ciekawych ludzi. Marcina Ryszkę chociażby, który mnie bardzo zaskoczył swoją wszechstronnością, tym, że zajmuje się z dziennikarstwem, piłką nożną i mnóstwem innych rzeczy.
P: Skoki narciarskie, wyścigi psich zaprzęgów, jeszcze balet ostatnio próbował.
M: Dokładnie, no wariat.
P: Ale balet dopiero po odpowiednim nawodnieniu oktanami (śmiech).
M: Na tym balecie mam nadzieję, że Cię kiedyś z mikrofonem przyłapię (śmiech). Ale tak, te spotkania otworzyły mi różne okienka w głowie. I jeśli pytasz, czy się czegoś nauczyłam to tak, bardzo dużo.
P: Pamiętasz swój pierwszy program, który przygotowałaś? O czym był, kto był bohaterem?
M: Pamiętam jeden z pierwszych, który zapadł mi w pamięć. Był to program z Krzyśkiem i jego psem. Krzysiek kazał mi zawiązać oczy i przejechać kilka przystanków autobusem. Nigdy tego nie zapomnę. To był chyba mój drugi albo trzeci program. Pierwszego szczerze mówiąc, nie pamiętam. Doświadczenie jazdy tym autobusem “ustawiło” mnie w perspektywie jak to robić, jak prowadzić te programy. Muszę się wczuć, wejść w buty osoby, z którą rozmawiam, z którą przygotowuję “Pytania i wyzwania”. “Pytania” - ponieważ jestem laikiem oraz “wyzwania”, czyli zmagania i sukcesy moich gości.
P: Sama wymyśliłaś tę nazwę?
M: Była burza mózgów wśród moich znajomych, z której wyłowiłam tę nazwę i nie puszczę, jest moja.
P: Często stawiasz się w roli tej osoby, z którą rozmawiasz? Próbowałaś kiedyś usiąść na wózku inwalidzkim i zobaczyć jak świat wygląda z takiej perspektywy?
M: Usiadłam na moment, ale jestem bardzo mało wysportowana i to było naprawdę trudne. Spróbowałam, owszem, ale nie próbowałam spędzić tak dnia. Słyszałam o osobach, które z własnej woli na takim wózku usiadły na trochę dłużej, podziwiam.
P: Jaki materiał, który przygotowałaś najbardzoej zapadł Ci w pamięć?
M: Myślę, że przede wszystkim ten z jazdą autobusem z zawiązanymi oczami. Potem jeszcze poszliśmy do restauracji (te piękne czasy, gdy jeszcze było można), usiedliśmy i Krzysiek powiedział: “Dobra, zawiązuj znowu oczy i teraz będziesz jadła z zawiązanymi.” To też było wyzwanie.
P: Obsługa chyba nie była zadowolona, że trzeba było potem ten stolik umyć (śmiech).
M: Właśnie obsługa była bardzo wyrozumiała. Teraz już nie ma tej restauracji, ona była na Dolnych Młynach. Drugi taki program, kiedy poczułam że to robię ma moc i sens to był program o pani Marysi z Nowej Huty, która porusza się na wózku i żyła z rodziną w bardzo ciasnym mieszkaniu. Interweniowałam w tej sprawie do Urzędu Miasta i po roku pani Marysia mieszka na Placu Centralnym w pięknym, dużym i przede wszystkim dostosowanym do swoich potrzeb mieszkaniu.
P: Wspaniała sprawa, że dzięki Twojej audycji udało się zrobić tak fantastyczną rzecz. Czy zauważasz różne pozytywne zmiany zachodzące pod wpływem twoich programów w Krakowie, w Polsce?
M: Nie wiem, jak duży wpływ ma ta audycja, ale zauważam zmiany wśród moich znajomych. To na nich mam największy wpływ. Zaczęli oni używać innego języka, np. zamiast “karzeł’ użyją teraz zwrotu “osoba niskorosła”. Już by im do głowy nie przyszło, żeby użyć słowa “karzeł”. I to są takie małe rzeczy, które rozchodzą się jak kręgi na wodzie. Potem te osoby powiedzą komuś: “Nie mówi się karzeł, mówi się osoba niskorosła” i zmiana jak fala na wodzie pójdzie w świat. Bardzo lubię takie zmiany w języku, bo one mają też wpływ na to, jak w ogóle postrzega się ludzi.
P: Pamiętasz jakieś swoje faux pas, które popełniłaś podczas przygotowania materiału?
M: Wypieram je (śmiech). Nie przypominam sobie nic takiego.
P: Są takie historie, którymi żyjesz? Wracasz do domu, zamykasz za sobą drzwi, a one gdzieś w tyle głowy wciąż krążą?
M: Tak, to są te historie, w których ciężko jest mi wejść oknem, gdy zamykają drzwi. Jak chyba każda reporterka bardzo upieram się, żeby sprawy doprowadzić do końca, rozwiązać. Są takie momenty, kiedy staję przed ścianą i nic więcej nie da się zrobić, po prostu. Wtedy faktycznie przez jakiś czas mnie to męczy. Podczas jednego z pierwszych programów pojechałam do Starego Sącza robić “audyt dostępności”. W tym mieście zobaczyłam, że krawężniki są ogromne, że wszędzie są schodki i to nie tyczy się tylko Starego Sącza, (tu ukłon w stronę Samorządu), miasta po prostu tak wyglądają. No i nie mogę nic z tym zrobić. Zdarzają się też takie sytuacje, gdy ktoś mówi “my jesteśmy dostosowani”, a ten Braille, który jest w windzie w ogóle nie przypomina Braille’a.
P: To jest w ogóle skandal, kiedyś pojechałem do rodziny nad morze. Byliśmy na spacerze na deptaku w Gdyni i mówią mi żebym podszedł, bo tu są takie super makiety dotykowe statków, do tego jeszcze podpisane. Przyszedłem, dotykam, a to w ogóle nie był Braille!
M: Kropeczki jakieś.
P: Podobnie jak w tym żarcie: Dla niewidomego każda bułka z makiem to inna bajka.
M: Straszne.
P: To przerażające, że takie sytuacje się zdarzają w dzisiejszym świecie.
M: To jest to, co mnie denerwuje, że wiele instytucji nie myśli nawet by współpracować z osobami, których teoretycznie dotyczą pewne “udogodnienia”.
P: Czyli można powiedzieć, że Twój program jest też takim stukaniem w drzwi i mówieniem: “Słuchajcie, miałam gości takich a takich i oni rozmawiali o tym i o tym, może byście spróbowali coś z tym zrobić?”
M: Czasami tak to działa. Widzę, że kilka krakowskich instytucji…
P: nie odbiera już od ciebie telefonu (śmiech).
M: (śmiech) nie, widzę taki fajny łańcuszek. Na przykład MOCAK fajnie działa i wychodzi do ludzi, zaczynają myśleć tam o dostępności, wiem, że CRICOTEKA też próbuję coś robić w tym kierunku. To działa tak, że kiedy jedna instytucja troszeczkę wyżej zawiesza poprzeczkę to potem kolejne chcą jej dorównać. Ustawa o dostępności też niejako zmusiła je do tego. Mogę się mylić, ale mam wrażenie, że jednak te standardy troszkę się polepszają.
P: Łapiesz się na tym, że praca, którą wykonujesz wywołuje u Ciebie takie wyczulenie? Że jak jesteś na urlopie, dobrze się bawisz i nagle widzisz schody to myślisz sobie, że gdyby jakiś niepełnosprawny tędy przechodził to nie dałby sobie rady? Czy jesteś w stanie się od tego odciąć?
M: Staram się odcinać, ale siłą rzeczy będąc w Jastrzębiej Górze i widząc długie, drewniane schody prowadzące na plażę mam z tyłu głowy to, że jest to dla kogoś wielka przeszkoda. Z drugiej strony trzeba zdać sobie sprawę z tego, że nie wszędzie jest to takie proste. Frustruje mnie, kiedy ludzie po prostu nie myślą o tym, nie myślą o innych. Nie jest też tak, że nie potrafię usiąść na plaży z książką, zamknąć oczu i przestać o tym myśleć.
P: Przyjmujesz czasem pozę agresywnej dziennikarki? Jak widzisz jakąś tragedię, albo coś bardzo Cię zdenerwuje to nie masz problemu, żeby jechać po bandzie, żeby mocno naciskać na władzę w celu zmian? Tak jak w przypadku pani Marysi, o której wspomniałaś?
M: To wszystko zależy od interakcji z drugą stroną. Generalnie jestem dobrodusznym człowiekiem, wydaje mi się, że jestem raczej ciepłą ciocią niż harpią i dziennikarską hieną. Natomiast jeżeli coś jest faktycznym błędem i jawnym zaniedbaniem, a nikt się nie chce do tego przyznać to absolutnie obśmiewam to w swoich materiałach i wytykam te błędy.
P: À propos bycia hieną. Nie masz wrażenia, że niektórzy dziennikarze specjalnie wyszukują tematy, w których przewija się wątek niepełnosprawności jedynie po to, żeby wywołać aferę, żeby tytuł stał się clickbaitem? Pamiętam sytuację, kiedy nie wpuszczono mnie na którąś z krakowskich siłowni i mimo moich prób przekonania właściciela, że nie spuszczę sobie sztangi na nogę i nic mi się nie stanie, nie udało mi się wejść. Napisałem wtedy emocjonalny post na Facebooku. W tamtym czasie nie miałem takiego doświadczenia medialnego, a dzisiaj wiem, że niestety wiele redakcji jest nastawionych tylko na to, żeby zgadzały się wejścia na stronę, żeby było jak najwięcej “podaj dalej”, żeby wywołać jak największy skandal. Osoba, o której jest ten materiał pozostawiona jest z tyłu, czasami zapomina się o co chodziło w tym materiale tak naprawdę, bo ważniejsze jest rozpętanie kolejnej afery.
M: Która to siłownia? (Śmiech)
P: Na ul. Zawiłej. Jeszcze istnieje, a co najśmieszniejsze, mieszkam niedaleko niej.
M: Mam nadzieję, że po tej sytuacji medialnej już nie dochodziło do takich wydarzeń. Szczerze mówiąc, nie mam pretensji do dziennikarzy, znam to środowisko, niektórzy czasami koloryzującą rzeczywistość, żeby się te “kliki” zgadzały. Jeśli chodzi o sprawy takie jak Twój wpis, uważam, że należy mu się medialna burza, ponieważ jest to ogromny pstryczek w nos dla pijaru takiej siłowni. Myślę, że również bym to wyciągnęła.
P: Tutaj chodziło o to, by przywalić tej siłowni, żeby było głośno, a nie o konkrety. Takiego działania nie popieram.
M: Co rozumiesz jako “konkrety”?
P: Żeby te działania dały jakiś efekt, żeby Marcina wpuścili na tę siłownię.
P: Chciałbym, żeby w tych artykułach liczyła się treść, a nie tylko nagłówki w stylu: “Niepełnosprawny paraolimpijczyk nie wpuszczony na siłownię”. Wielki skandal itd.
M: Chodzi Ci o całość problemu, żeby pokazać, że to nie jest jedyna taka siłownia?
P: Tak, bo są redakcje, które żyją tylko z afer, tylko z sensacyjnych nagłówków, a za tym nic nie idzie, żaden efekt, żadne działanie. Po tamtej sytuacji jestem już na tyle wyczulony, że jak dzwoni do mnie dziennikarz znanej redakcji to grzecznie dziękuję i odkładam telefon. Sam pracuję w takiej redakcji, gdzie niektórzy sportowcy odkładają telefon, nie chcą ze mną rozmawiać. Na tej zasadzie, że powiedzmy z “Faktem” nie będę rozmawiał, bo nie podoba mi się styl, w którym prowadzą materiały.
M: Czyli, że taki biedny, niewidomy nie wszedł na siłownię … o taki styl Ci chodzi?
P: Tak.
M: Ja bym po prostu wyciągnęła absurd tej sytuacji, zakładam, że to jest właściwe podejście. Jest też kwestia, tak jak mówisz, narracji danego medium, albo danego dziennikarza. Wciąż stoję na stanowisku, że takie rzeczy powinno się wyciągać i jakbyś mi odłożył telefon to bym się na Ciebie obraziła.
P: Powiedziałaś “biedny niewidomy” nawiązując do tego, co powiedział Marcin. Przez długie, długie lata w mediach panowała narracja, że osoba z niepełnosprawnością jest albo superbohaterem albo totalną ofiarą. Tak od skrajności do skrajności. Zauważyłaś, że teraz, współcześnie traktuje się osoby z niepełnosprawnościami jakby ta niepełnosprawność była tylko i wyłącznie cechą, taką jak kolor oczu czy włosów? Czy nadal jesteśmy trochę zacofani i musimy dążyć do tego, by ta niepełnosprawność nie była eksponowana na zasadzie superbohaterów i ofiar, tylko normalnego człowieka, dla którego wózek inwalidzki to jak dla innych buty?
M: W mojej bańce traktuje się osoby z niepełnosprawnościami tak jak powiedziałeś, czyli wózek inwalidzki jako buty. Natomiast na pewno musimy wykonać jeszcze dużo pracy jako społeczeństwo, żeby ludzie przestali postrzegać osoby z niepełnosprawnościami na zasadzie skrajności ofiara - superbohater. Chociaż w ostatnich latach faktycznie widać (chyba się ze mną zgodzicie), zmiany na lepsze. Z drugiej strony jak w gazecie jest artykuł o osobie na wózku czy z zespołem Downa, która gdzieś coś zrobiła to jest zawsze podkreślane, że to jest osoba z niepełnosprawnością jednak. Pisze się o jakimś medaliście albo, że ktoś coś fajnego wymyślił, ale informacja o niepełnosprawności przyćmiewa całą resztę.
P: Chyba coraz bardziej idziemy w stronę myślenia, że niepełnosprawny nie tylko bierze pomoc od strony społeczeństwa, ale też społeczeństwo dzięki tej osobie z niepełnosprawnością może się czegoś nauczyć, na czymś zyskać. Takie podejście ekonomiczne. Niepełnosprawność przestaje być pokazywana jako wrzód, który tylko ciągnie środki od społeczeństwa, siedzi i bierze rentę. Jeżeli przedstawia się historię osoby niewidomej, czy osoby na wózku, która sobie świetnie radzi, może to być kop motywacyjny dla kogoś, kto nie potrafi sobie do końca poradzić ze swoimi problemami. Może to być jakiś impuls do działania.
M: Psychoterapia powinna być takim impulsem do działania. Wydaje mi się, że każdy może inaczej zareagować na takie treści. Na zasadzie: “On tak dobrze funkcjonuje, tak wiele zrobił, ja nigdy do tego nie dojdę.”, a ktoś może pomyśleć: “On dał radę, ja też dam.” to zależy od człowieka. Jeżeli ktoś ma problem to polecam jednak psychoterapeutę. W kontekście zmieniania wizerunku osób z niepełnosprawnością dużo dobrego robi aktywizacja zawodowa, która w ostatnich latach zaczyna dosyć prężnie działać. Głównie dzięki wszystkim dodatkom dla pracodawcy, ulgom. Bardzo lubię robić takie właśnie materiały. Jadę sobie do jakiegoś zakładu pracy chronionej i rozmawiam z ludźmi. Niedawno w Nowej Hucie powstał food truck z frytkami prowadzony przez osoby z zespołem Downa. Oprócz tego otworzono Klub Aktywnych Zawodowo, gdzie się spotykają. Rozmawiałam z nimi dosłownie parę tygodni temu przy okazji Światowego Dnia Zespołu Downa. Opowiadali mi, że prawdziwe działanie daje im bardzo dużo. Potrzebne są działania, żeby osoby z niepełnosprawnością przestały być wykluczane zawodowo, bo to jest część normalnego życia.
P: Zastanawiam się, czy prowadząc taki program przykleiła Ci się łatka “Martyny od niepełnosprawnych”? Tworzysz też materiały totalnie nie związane z tematyką niepełnosprawności?
M: Program mam raz w tygodniu, więc w zasadzie na co dzień zajmuję się innymi tematami. Oczywiście, kiedy są wyjątkowo chwytliwe albo bulwersujące tematy o niepełnosprawności to sprzedaję je na głównej antenie. Wtedy najbardziej ludzie chcą tego słuchać. Jeżeli mam takie tematy to bardzo chętnie robię je dla tych głównych pasm. Natomiast tak na co dzień zajmuję się polityką, tematami społecznymi. Dzisiaj na przykład robię materiał o nowych mandatach.
P: Co nam grozi?
M: Jak będziemy wyprowadzać pieski bez smyczy to bardzo dużo pieniędzy zapłacimy.
P: Dobrze, że nie mam psa.
M: Ja na szczęście mam.
P: A kota można bez smyczy, czy nie?
M: To nie wiadomo (śmiech).
P: Jak masz kota w głowie to i tak nie ucieknie (śmiech). Wyczytałem na Twoim profilu, że chciałabyś zrobić wywiad z Magdą Gessler. To prawda?
M: Kocham ją i bardzo bym chciała zrobić z nią wywiad. Cały czas się zastanawiam, czy bardziej z Magdą Gessler, czy z Beatą Kozidrak. Życzcie mi tego, proszę.
P: Po ostatnim Sylwestrze w Polsacie to bym jednak z Beatą Kozidrak zrobił (śmiech). Który hit Beatki lubisz najbardziej?
M: Najbardziej chyba “Nie ma wody na pustyni”.
P: To może zaśpiewasz fragment. Taśma profesjonalna czy…?
M: (śmiech) to zaśpiewajcie chłopaki.
P: To taka “Szansa na sukces” i teraz uwaga, do studia wchodzi Beata Kozidrak. Ale to by było co? Ale to tak za parę lat, na razie nas nie stać. Zastanawiam się, czy jesteś taką dziennikarką, która przeszła cały warsztat, jeżeli chodzi o studia, czy jesteś takim trochę samoukiem? Bo w świecie dziennikarskim coraz rzadziej spotyka się dziennikarzy, którzy rzeczywiście ukończyli dziennikarstwo.
M: To będzie teraz kontrowersyjna wypowiedź. Proszę o werble (śmiech). Studia dziennikarskie nie czynią człowieka dziennikarzem. Nie mówię tego tylko dlatego, że skończyłam kulturoznawstwo, naprawdę tak uważam. Tylko praktyka i praca pod okiem doświadczonych dziennikarzy (najlepiej dobrych) uczyni z człowieka dziennikarza, reportera. Tylko wtedy można się czegoś nauczyć. Teraz młodzi dziennikarze mają duży problem, bo w pandemii większość redakcji pracuje zdalnie i jest trudno się przysposobić do tego zawodu. Nie ma nikogo nad takim młodym adeptem, kto podpowie, doradzi, poprawi.
P: Pamiętasz swoje przytarcie? Dla mnie takim przetarciem dziennikarskim był mundial w 2018 roku. Pracując w radiu sportowym “Weszło FM”, które dopiero startowało dostawałem polecenia: “Zrób materiał z tym i tym.” Nie wiedziałem jakie pytania mogę zadać, skąd wziąć numer telefonu… Dzisiaj to jest chleb powszedni. Pamiętasz swoje początki?
M: Przede wszystkim to bardzo dużo się zmieniło odkąd przeszłam z Radia Katowice do Radia Kraków.
P: Wiedziałem skąd ten akcent, od razu. No to dziołcha, możemy godać.
M: To komplement, dziękuję Ci bardzo chopie (śmiech). Praca w Radiu Katowice wyglądała całkiem inaczej niż praca w Radiu Kraków. Wszystko zależy od redakcji. W Radiu Katowice bardzo dużo robiliśmy tematów delikatnie odtwórczych. To nie znaczy, że nie było tam dobrych dziennikarzy i nie robiliśmy dobrych tematów, ale w Radiu Kraków przyszli i powiedzieli mi, że teraz muszę wymyślać tematy. Okazało się, że przyszłam do redakcji, która jest jedną z najbardziej opiniotwórczych wśród lokalnych w kraju i te tematy nie były podtykane pod nos z gazety czy z Internetu, tylko trzeba było sobie samemu coś stworzyć. To było moje przetarcie, bardzo trudne.
P: Jaki był najkrótszy czas, w którym wysypał Ci się cały program przed emisją? Masz program dajmy na to o 11:00 i nagle dostajesz informację, że nie ma gościa, nie ma materiału i zaczyna się jedno wielkie szycie.
M: 5 minut (śmiech). Naprawdę, bo wiesz rano zgłaszamy tematy na zebraniu, dajmy na to trzeba zrobić jakąś interwencję. W zeszłym tygodniu w Wieliczce zgłosiła się do mnie taka pani i mówi, że jej budują osiedle koło domu, a tutaj droga wąska, ślepa uliczka i w ogóle jak to. Zaczęłam dzwonić do Urzędu Miasta w Wieliczce i niech to będzie dla państwa w Urzędzie Miasta Wieliczki przestroga, że ja nie popuszczę. Nikt nie chciał ze mną rozmawiać. Czasami są takie tematy, że próbujesz coś zrobić, ale okazuje się, że odbijasz się od urzędnika, albo nie chce z tobą rozmawiać jakiś artysta. To jest bardzo szybka piłka.
P: A jak często zdarza Ci się sytuacja, że ktoś ze społeczeństwa zgłasza się do Ciebie z tematem? To jest całkiem fajne, że jeżeli już zrobisz wokół siebie taką markę, jesteś coraz bardziej rozpoznawalna, to ludzie się do Ciebie zgłaszają i wtedy nie ma problemów z tematami. Czasami problem jest je wszystkie pomieścić.
M: Tak, zawsze tego zazdrościłam starszym kolegom i koleżankom reporterom i reporterkom, ale teraz już się tak trochę dzieje i u mnie.
P: Teraz już jesteś starsza (śmiech).
M: Dziękuję bardzo, Marcin (śmiech).
P: Starsza doświadczeniem.
M: Zdarza się tak, nie tak często jakbym chciała, więc zapraszam do zgłaszania się, jeżeli ktoś ma problem i chciałby, bym go omówiła. Ten rok to mój piąty w Radiu Kraków. Jak się 5 lat pracuje w jednym miejscu to już potem ludzie czasami się zgłaszają. To zdarza się tak raz, dwa razy w tygodniu, że zrobię jakiś poruszony przez kogoś temat.
P: Radio to było to od czego chciałaś zacząć i będziesz chciała swoją karierę kontynuować? Myślałaś o pisaniu?
M: Wiem, do czego pijecie, zrobiliście research chyba. Tłumaczyłam trochę artykułów dla kanonierzy.com to jest polska strona poświęcona Arsenalowi Londyn, ale to była taka przygoda kiedy studiowałam i miałam trochę czasu.
P: Wojtek Szczęsny odszedł z Arsenalu to skończyło się pisanie (śmiech).
M: Tak. Ostatnia moja duża informacja dla tego portalu to, że Lukas Podolski przychodzi do Arsenalu. To trochę czasu temu już było.
P: No tak, troszeczkę. Tyle czasu minęło, a Podolski dalej w Górniku nie wylądował.
M: A obiecywał (śmiech).
P: Powiedz, z kim byś chciała zrobić wymarzony materiał, żebyś poczuła się jeszcze bardziej spełniona jako dziennikarka?
M: Jasiu Mela mi zawsze odmawia.
P: A mi nie odmówił, mogę Ci załatwić.
M: Poza Jasiem Melą wydaje mi się, że teraz robię dokładnie to, co chcę, lokalne tematy to jest chyba największa moc bycia reporterem. Nie chce mi się zajmować wielkim światem, bo nic nie zmienię.
P: Czyli podobnie jak mnie nie kręci Cię robienie wywiadów z dużymi nazwiskami? Czasami więcej frajdy sprawia mi zrobienie wywiadu z mistrzem świata w psich zaprzęgach.
M: O tak, pod tym względem jesteśmy tacy sami.
P: Na pewno słuchają nas ludzie, którzy mają jakieś problemy lub propozycje materiałów. Podpowiedz, jak można się z Tobą skontaktować, aby spróbować zachęcić Cię jakimś tematem.
M: Przede wszystkim e-mailowo: martyna.masztalerz@radiokrakow.pl, a jak ktoś się bardzo uprze to znajdzie mnie na Facebooku, bo się specjalnie nie kryję.
P: Tym sposobem dobiliśmy do końca czwartego odcinka naszego podcastu “Nie widząc przeszkód”. Zachęcamy do subskrypcji i do śledzenia nas na YouTubie, Spotify i Google Podcast. Była z nami Martyna Masztalerz, dziennikarka Radia Kraków. Dziękujemy bardzo.
M: Dziękuję bardzo.
P: Mateusz Krzyszkowski i Marcin Ryszka dziękujemy, trzymajcie się, cześć.