Marcin Ryszka: Witamy serdecznie w dziesiątym odcinku podcastu „Nie widząc przeszkód”! Dzisiaj będzie tutaj taki tercet, można powiedzieć ponad połowa Wisły Kraków Blind Football, tego podstawowego składu. Albo inaczej kiedyś podstawowego, bo w sumie niewiadomo co teraz trener Foryś wymyśli. Dzisiaj w końcu po tym dziesiątym odcinku może królować blind football – to na czym się znamy dziś pewnie najlepiej. Ja nazywam się Marcin Ryszka, są ze mną Mateusz Krzyszkowski, cześć Mateusz!
Mateusz Krzyszkowski: Siemanko!
MR: I Martin Jung, dzień doby Martin!
Martin Jung: Dzień dobry!
MR: Martin nie Marcin, proszę tutaj nie regulować odbiorników Martin Jung. Martin Polak, Niemiec, jak to tam…?
MJ: Dwa bratanki (śmiech).
MR: Tak, i do szabli i do szklanki, właśnie, napijmy się trochę wody. Słuchajcie, dziesiąty odcinek, zleciało to mega szybko. Tym odcinkiem kończymy sobie ten pierwszy nasz sezon podcastu „Nie widząc przeszkód”, który robiliśmy przy współpracy z Urzędem Miasta Krakowa. Cieszymy się, że jesteście tutaj z nami od początku, obiecujemy, że na tym nie skończymy. Oczywiście dziesiąty odcinek, to trochę Mateusz będziemy chyba musieli to oblać, poświętować?
MK: Ja myślałem, że już zaczynamy, ale skoro mówisz, że dopiero potem, to się wstrzymam.
MR: Okej, słuchajcie! Blind football, też może nie każdy, który słucha tego podcastu musi wiedzieć o co chodzi. Jesteśmy trójką kolegów z jednej drużyny. Tak naprawdę połączyła nas ta piłka, gdzieś formalnie od 2015 roku, ale już w sumie spotykaliśmy się na jednym boisku tak naprawdę w 2006, 7, 8… roku gdzieś, na ulicy Tynieckiej. Zrobiliśmy trochę dla tej piłki. I właśnie Martin powiedz trochę, jak Ty wspominasz te nasze początki blind footballowe? Co takiego Ci teraz przychodzi do głowy, jakbyśmy mieli sobie trochę teraz powspominać od samego początku?
MJ: Pierwsze wspomnienie, które mam z blind footballem to zderzenie z Tobą. Ja trochę niższy, Ty trochę wyższy, generalnie wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że to tak trzeba „wojować”. Znaczy…, wojować, żeśmy wojowali, ale nie słownie tylko na boisku. I taki rozpędzony Marcin Ryszka, wyobraźcie sobie Państwo, i z drugiej strony ja, no i dwa takie pociągi rozpędzone wpadły. Niestety ja nie podskoczyłem tak mocno, żeby Marcinowi rozkwasić nos, natomiast on skutecznie mój nos spłaszczył. Co prawda odkształcił się z powrotem dzięki Bogu, ale…
MR: (śmiech) Nie zapłaciłeś mi za operacje plastyczną w sumie.
MJ: Ale w sumie to Ty mi powinieneś zapłacić (śmiech).
MR: Za co?
MJ: Za to, że mi spłaszczyłeś nos.
MR: Przestań.
MJ: I wiesz troszkę krwi mi ubyło.
MR: Właśnie zrobiliśmy fajną reklamę blind footballu. Koleś opowiada, jak sobie rozwalił nos. Jeszcze opowiedz, jak na turnieju go złamałeś i w ogóle możemy zamykać ten odcinek. Ale nie, słuchajcie, żeby to troszkę uporządkować, to Mateusz, Ty jesteś w tym dobry, takie 3-4 zdania podstawowe. Co to jest w ogóle blind football i czym to się charakteryzuje?
MK: Blind football, czyli piłka nożna osób niewidomych…
MR: Albo słabowidzących.
MK: Albo słabowidzących, do tego też dojdziemy, dlaczego mogą grać niewidomi i słabowidzący na jednym boisku, w jednej drużynie. Słuchajcie, dla wszystkich tych, którzy znają się troszeczkę chociaż na piłce, wiecie czym jest futsal. Futsal to jest odmiana piłki nożnej na małym boisku, 20 x 40. I można powiedzieć, że ten nasz blind football to jest też tego typu odmiana, z tym że tutaj na wymiarach boiska i liczbie zawodników w drużynie podobieństwa się kończą, a różnice się zaczynają. Jak chodzi o samo boisko, jak wspomniałem 20 x 40. Wzdłuż boiska usytuowane są takie specjalne bandy, od których piłka się odbija i ta gra jest płynniejsza. To jest ich jedna funkcja, druga funkcja jest taka, że my jako gracze wiemy, gdzie się poruszać, to nasze przemieszczanie po boisku jest bezpieczniejsze. Same bramki nie są 2 x 3, tak jak właśnie w piłce halowej zwykłej. My mamy 2,14 x 3,66, żeby było trochę łatwiej w tę bramkę trafić. No i co? Piłka grzechocze, to jest oczywiście taka bardzo istotna i słyszalna różnica. Jak chodzi o graczy, jest 4 graczy w polu w każdej z drużyn. Wszyscy zawodnicy mają oczy obklejone taśmą, takim specjalnym opatrunkiem okulistycznym, plus do tego są gogle, które po prostu nam całkowicie zaciemniają widok. Dlatego że tak jak jest Marcin, czy Martin tutaj ze mną, oni nie widzą nic, no Martin ma jeszcze poczucie światła, ja natomiast jeszcze na szczęście coś widzę, ale żeby na tym boisku, żeby wyrównać…
MR: To się wytnie, bo do mistrzostw euro Ty masz nic nie widzieć (śmiech).
MK: Nie, to jest jeszcze parę miesięcy, może mi się pogorszyć, spokojnie.
MR: Okej, to już tutaj takie a b c mamy zrobione, ale ja już trochę się denerwuje nad tym jak mamy za każdym razem opowiadać o tym, jak gramy w piłkę, bo w sieci jest tego na tyle duże, że bez problemu można sobie znaleźć jakieś informacje, jak to wygląda. Przede wszystkim ciężko opowiadać o piłce, tylko piłkę trzeba zobaczyć i my tutaj zachęcamy na YouTube’a. Jeśli wpiszemy sobie Wisła Kraków Blind Football, albo blind football Polska, cokolwiek na YouTube, to takie filmiki z naszymi bramkami wyskakują. Słuchajcie, no ja pamiętam rok 2008, poleciałem do Pekinu, tam jako pływak wtedy jeszcze, poszedłem na pierwszy mecz blind footballu na igrzyskach paraolimpijskich, to było dla mnie taki wow! I pamiętacie jak sprowadziliśmy te pierwsze piłki do nas do Krakowa, do szkoły na ulicę Tyniecką, to chyba było z 10 piłek. Pamiętam, że wtedy chyba pan Piotr Stefański – nasz wychowawca z internatu jechał po te piłki w ogóle do Warszawy, o ile dobrze pamiętam. Jakie to było w ogóle nasze zdziwko, jak te piłki wyglądają, bo do tej pory robiliśmy je sami, tak że zrzucaliśmy się, tak żeby było z 5 dyszek na piłkę z Decathlonu, rozcinaliśmy balon, coś wsypywaliśmy do środka, żeby grzechotało i tym próbowaliśmy grać. No nie było to zbytnio trwałe. Ale pamiętam, jak te piłki przyszły pierwszy raz, to mieliśmy w ogóle takie wielki „elo”, co to w ogóle jest, jak to wyglądają i jak te piłki zajebiście słychać? Martin, Ciebie pociągam do odpowiedzi.
MJ: No tak, zdecydowanie to był duży przeskok, prawda, między takimi „własnoróbkami”, gdzie musieliśmy w ogóle kombinować…
MR: Ale super nazwa „własnoróbki”, muszę to zapamiętać.
MJ: Taki neologizm, widzisz. I kiedy zrobiliśmy taką piłkę, to wiadomo, że to daleko odbiegało od tego co ta piłka pokazuje, bo ta to grzechocze cały czas, a tamtą to żeśmy raz słyszeli, a raz nie i to był taki dość duży problem. Ale mimo wszystko wraz z naszymi słabowidzącymi kolegami gdzieś tam mogliśmy grać w parku dębnickim. Pamiętasz jeszcze wychodziliśmy, tam nasze takie tzw. areny były i… (śmiech)
MR: Grało się, za bandę można powiedzieć była taka skarpa
MJ: Dokładnie, słupki to były…
MR: kurtki, plecaki.
MJ: Dokładnie, i wyobraźcie sobie, niewidomi, którzy szacują, czy to wpadło obok kurtki czy do…(śmiech)
MR: I kłótnia i jakie to w ogóle było zbiegowisko zawsze. W okuł tego tam gdzie graliśmy zbierali się wszyscy ludzie z tego parku, bo to była uciecha kilku nietoperków, kilku ślepaków, niewidomych, którzy ganiają za piłką, która grzechocze.
MJ: Dokładnie, A jak już te piłki przyszły, to wiadomo, zupełnie inny poziom, zupełnie inne doświadczenie. I od tego momentu zaczęło się tak naprawdę to profesjonalizować.
MR: A Ty Mateusz?
MK: Z tą piłką pierwsze wspomnienie, ona jest strasznie ciężka i po pierwszych treningach nogę miałem po prostu obolałą, opuchniętą. Natomiast, no co, tak jak Martin mówi, to był taki pierwszy krok milowy, w tym aby tą dyscyplinę profesjonalizować. Mnie tak naprawdę wtedy jeszcze z Wami nie było, bo ja dołączyłem do Was w 2015 roku.
MR: Ale ja kojarzę taką akcję, że my jeździliśmy na taką halę, chyba na ulicy Wrocławskiej, tam gdzieś przy…
MJ: Wrocławskiej czy Warszawskiej?
MR: Wrocławskiej, tam gdzie jest jednostka wojskowa.
MK: Przy szpitalu wojskowym.
MR: Tam jeździliśmy na taką halę pamiętam, ona też była dookoła takim czymś obita.
MK: Taka siatka była dookoła, okna chroniła.
MR: Tak, i to było, że pół treningu graliśmy z Wami jako słabowidzącymi w ten futsal i zawsze jeszcze na koniec chwilę graliśmy w tego blinda i pamiętam, że to było takie „uuuu!”, jak ci wszyscy słabowidzący musieli założyć te gogle i spróbować zagrać w blinda, bo to było mega ciężkie.
MK: Ja pamiętam, to bardzo dobrze, bo ja się trzymałem tylko siatki i jak gdzieś, ktoś na mnie nabiegał, to ja tę siatkę jeszcze mocniej chwytałem, bo to jeszcze było tak jak Martin mówi. Nikt nie biegał, nikt nie krzyczał „voy!”, czyli tego słowa po hiszpańsku „idę!”, które trzeba mówić, żeby wiedział przeciwnik, gdzie się rywal na boisku znajduje. A tam każdy biegał, jak chciał i jakie w ogóle było zdziwienie, jeżeli w ogóle jakaś piłka do kogoś dotarła.
MR: Patrzcie się jaką w ogóle pokonaliśmy drogę od tego momentu, bo to był właśnie rok 2008. Potem jak troszkę wyszliśmy ze szkoły to raz na czas gdzieś tam się udało spotkać na jakimś wspólnym treningu, ale to tak chyba bardziej, żeby się po prostu pobawić, żeby sobie pokopać.
MJ: No istotnie, bo każdy z nas poszedł w innym kierunku, tylko, żeby…
MR: Dokładnie.
MJ: Ty rok wcześniej na AGH, ja później na UEK, Mojżesz jeszcze został na Tynieckiej, później też obrał zupełnie inny kierunek i się tak spotykaliśmy, żeby w sumie…
MR: On poszedł w football menadżera (śmiech).
MK: Ja, tak, stąd moja wiedza o piłce.
MJ: Tak naprawdę żeśmy się rozeszli w swoją stronę, ale spotykaliśmy się, wiadomo, byliśmy mimo wszystko znajomymi. Te znajomości nie umarły gdzieś po wyjściu ze szkoły na Tynieckiej. Myślę, że jak żeśmy się spotykali, to zawsze to był taki miły czas. Po pierwsze, że pogadaliśmy, pograliśmy, trochę poruszać się i wiadomo.
MR: Potem przyszedł ten 2014 rok, ja skończyłem pływać wtedy wyczynowo i pamiętam ten taki telefon od Lubka Praska z Wrocławia, który mówi, że Mistrzostwa Europy 2015 rok.
MJ: A nie to przecież jeszcze było wcześniej Marcin, przecież pamiętasz jak było to takie „pospolite ruszenie”, co dzwoniłeś do mnie i mówisz: „Chodźże, pojedziemy do Wrocławia, chłopie, turniej będzie!”
MR: Ale wtedy już było wiadomo o Mistrzostwach Europy, że one będą. Wtedy co my właśnie zmontowaliśmy na szybko jakąś taką ekipę. Spotkaliśmy się w ogóle wszyscy na jednym treningu…
MJ: I ten trening to w ogóle był we Wrocławiu (śmiech).
MR: Tak, na tych bandach, ja po raz pierwszy w ogóle wyszedłem na to boisko z tymi bandami, w ogóle co tam się działo. I graliśmy właśnie z ekipą z Wrocławia i ekipą z Pragi i chyba od Wrocławia dostaliśmy trójkę, a od Pragi też przegraliśmy 1:0 pamiętam. Ja wtedy sobie uświadomiłem w ogóle, co to jest za dyscyplina, jaką trzeba mieć kondycję, biegać w jedną i drugą stronę, że te bandy, że to nie jest takie proste. To było dla mnie takie mega zderzenie. Co Ty w ogóle Martin pamiętasz z tego wyjazdu?
MJ: Ja tylko pamiętam, że tak: „Ty nie grasz, nie uprawiasz sportu, Ty jesteś informatykiem. siedź tam z tyłu, broni naszej budy. Ja będę biegał” - tak mi przekazałeś. Więc ja mówię: „Dobra, będę”.
MR: Ja tak powiedziałem?
MJ: Tak i ja broniłem bramki…
MR: Przecież to Mateusz Stawarz ustalał skład.
MJ: Później to trener Mateusz Stawarz wziął i stwierdził, że to będzie idealny pomysł i on mnie pilnował cały czas. – „Stój Martin, nie wychodź za daleko, tu pilnuj bramki, pilnuj bramki!” Ale parę razy się wybrałem gdzieś tam do przodu i jakoś ja kopnąłem, Ty gdzieś to przechwyciłeś. Wiadomo, to wtedy było więcej fuksem niż fizycznie, że nam się te podania udawały, ale generalnie tak żeśmy ten….
MR: A bo to było, że dostaliśmy 3:0, a i ja pamiętam, że ja strzeliłem raz w słupek i Ty też na pewno strzeliłeś, albo w słupek albo w poprzeczkę, coś takiego było.
MJ: Tak, były jakieś takie akcje. Natomiast wtedy żeśmy stwierdzili, że może trochę więcej nad tym posiedzimy, że to może taki fajny sport, którym możemy się zainteresować, Ty zakończyłeś pływanie.
MK: Z całym szacunkiem Martin, ale Ciebie nie wyobrażam sobie jako obrońcę, bo szczerze powiedziawszy, najgorzej bronisz u nas w drużynie, ale jednocześnie takiego kozaka pod bramką jak Ty to nie ma w Polsce drugiego.
MR: Dokładnie.
MJ: Ale wiesz to było z samego początku. To tak naprawdę kto miał wiedzieć, kto na jakiej pozycji…?
MR: Ja na pewno składu nie ustalałem.
MK: Pokłócicie się poza nagraniem.
MJ: Spokojnie.
MR: Ale właśnie to był 2014 rok i potem zaczęły się takie cykliczne zgrupowania, gdzie z całej Polskie do Wrocławia zjeżdżali się ludzie na zgrupowanie tego blind footballu i my w międzyczasie tutaj też zintensyfikowaliśmy te treningi u nas w Krakowie. Właśnie wtedy kiedy jeszcze trenował nas Mateusz Stawarz. I właśnie Mateusz, tak przypadkiem trafiliśmy na siebie, bo my szliśmy chyba na trening , Ty wychodziłeś z Tynieckiej i chyba Piotrek Niesyczyński do Ciebie zagadał, czybyś nie chciał wpaść po prostu na trening, trochę pomóc?
MK: Tak, my się złapaliśmy właśnie pod bramką przy SOSW jeszcze wtedy.
MR: O, bramką, to nie może być przypadek.
MK: Tak, dokładnie, i właśnie tak to wyszło, że przypadkiem. Wy wracaliście albo szliście na trening, już mniejsza z tym, ale wiem, że najpierw Piotrek do mnie zagadał, 2 dni później do mnie zadzwonił, czybym nie wpadł, bo ja jeszcze wtedy…
MR: Skauting taki pełną parą.
MK: Tak, ja na tyle jeszcze wtedy widziałem, że grałem sobie, powiedzmy, w tą piłkę dla normalnie widzących osób. Natomiast te oczy mi gdzieś tam szły. Ja pamiętam, że do Was przychodziłem na treningi jako: „podaj piłkę, podaj ręcznik, podaj wodę”.
MJ: Byłeś ruchomą bandą wtedy jeszcze.
MR: Nie sprawdziłeś się w podawaniu ręczników i wody…(śmiech)
MK: To kazaliście mi zacząć grać, tak ale jakby pamiętam, że pierwsze te treningi jak do Was przychodziłem, po to żeby Wam popomagać, to byłem w szoku jak to wygląda. A pierwszym obrazkiem, który najbardziej utkwił mi w pamięci, to był Wasz widok, jak Wy zawsze, ktokolwiek nie rzucił piłkę na boisko, to Wyście się nią bawili, jak takie dwa koty, co się biją o kłębek wełny.
MR: W sensie ja i Martin?
MK: Tak, tak.
MR: Tam zawsze jest ta rywalizacja na wysokim poziomie i nie ma, że boli. Ja pamiętam, że jak były wylosowane już grupy, wiedzieliśmy, że zagramy na Mistrzostwach Europy, że zagramy z Anglią, że zagramy z Niemcami, zagramy z Włochami, zagramy z Grecją…
MJ: Nie, nie, nie, z Turcją, w grupie z Turcją.
MR: A sorry, tak, w grupie z Turcją.
MJ: Z Grekami, żeśmy grali dopiero o dziewiąte miejsce, wtedy strzeliliśmy bramkę.
MR: Pamiętam jak gdzieś tam siedzieliśmy i tak – „z tą Anglią to dobra może być ciężko, nie? Ale tam z Włochami, z tymi Niemcami, nie to wyjdziemy na nich na agresorze, z Turcją to też jakoś ten…”- Ale to jak pojechaliśmy na te Mistrzostwa Europy, ja pamiętam, że my jeszcze wtedy jako reprezentacja wygraliśmy turniej, taki był robiony we Wrocławiu. Tam grała reprezentacja Polski, tych niewidomych b1, grał Wrocław z tymi swoimi najmocniejszymi chłopakami ze słabowidzących i grała właśnie Praga i Budapeszt, nie? I my ten turniej wygraliśmy. My tak sobie wtedy myśleliśmy, że kurde co my to nie jesteśmy, ale jak pojechaliśmy Martin na te Mistrzostwa Europy, to, to był taki niestety muszę przeklnąć, to, to był delikatny eurowpie***l. (śmiech)
MJ: Najfajniejsze to były pierwsze minuty jak graliśmy z Anglią. Pamiętam na rozpoczęcie jak oni sobie ustawili z nami mecz, żeby wiadomo pokazać się, bo tam mnóstwo kibiców przyszło, a my tacy – „pokażemy Anglikom, co Polak potrafi”- tylko problem w tym, że my ledwo co ruszyli z piłką, już żeśmy ją zgubili i Anglik był pod naszą bramką, strzał bramka, a my – „ooo, co się stało!”
MR: Nie, nie, nie, pierwsza bramka była z karnego, Bioły wyszedł za pole. To taki największy błąd bramkarza, jaki może być popełniony, nie? To Bioły wyszedł właśnie za to pole.
MJ: Ja pamiętam z tego meczu akurat najbardziej, jak rozpoczęła się druga połowa i udało nam się wywalczyć rzut rożny. (śmiech) A to była jakaś druga, czy trzecia minuta. My już na takim zmęczeniu, ja się tak drę: „Która minuta, ile do końca?!” (śmiech)
MR: A to 2 razy po 25 się gra, jeszcze zatrzymywany czas. Nie no ale, to byli chłopaki, tam był Robi Williams, przecież, to byli chłopaki z innej ligi.
MK: Nie no, to kosmos.
MJ: On pierwsze zaśpiewał koncert, później…(śmiech)
MK: Ja pamiętam ten turniej, bo była transmisja w Internecie i pamiętam, że z Radkiem Zajchowskim, naszym kolegą wspólnym, oglądaliśmy go sobie, zdalnie na Was patrzyliśmy. Nasza euforia rosła do momentu pierwszego gola straconego, bo tam było – „dobra już 3 minuty, jest remis 0:0, będzie dobrze, będzie dobrze.” – I Wam tak długo szło z Włochami pamiętam, chyba do przerwy było 0:0, a potem…
MR: Stary, z Turcją było 0:0, a potem skończyło się 6.
MK: Ale wiesz, pierwsza połowa najważniejsza.
MR: Nie no, ale to było naprawdę mega dla nas, takie zderzenie. To był ciężki tak naprawdę okres, ale my zupełnie wydaje mi się trochę nie trenowaliśmy. Znaczy się, to wszyscy się tak uczyliśmy, i my jako zawodnicy i trenerzy przecież, bo jak ja sobie przypomnę tę taktykę jaką mieliśmy wtedy. nawet w obronie to, to jest kryminał totalny. Jakoś lepiej mogliśmy to wszystko zabezpieczyć, ale to był 2015 rok. Ten taki pamiętny mecz z Grecją i chyba to było po rzucie rożnym, nie Martin? Czy to było z akcji wtedy tam jakoś, że ja do Ciebie i Ty wtedy brameczka? Pierwsza w ogóle, historyczne pierwsze zwycięstwo.
MJ: Wiesz co, jak dokładnie się to zaczęło, to ja już też teraz nie pamiętam, jak ta akcja dokładnie się zaczęła. Ale generalnie Ty się wróciłeś w ogóle prawie, że pod koło, prawda? I później tak ze środka właśnie zagrałeś do mnie gdzieś tam w pole karne i wtedy ja się obróciłem i słyszę: „bum, bum, bum”.
MK: Tak, bo to był rzut rożny, coś tam nie poszło w tym rożnym.
MR: Wypchnęli mnie aż pod koło, ja potem właśnie jakoś tam po bandzie poszedłem wzdłuż i to grałem w pole karne. To była taka właśnie pierwsza historyczna bramka.
MK: Ja myślę, że trzeba będzie to podlinkować nawet nie tyle dla bramki, tylko musicie zobaczyć „cieszynkę” Martina. Przecież on wyglądał, jakby dostał padaczki na tym boisku. (śmiech)
MR: To zostawimy w takim razie tutaj w opisie filmu, zostawimy te pierwszą bramkę. Ale wiesz, myśmy byli tak tą bramką podjarani, że my już z tą bramką to przejechaliśmy pół Polski, bo byliśmy u Wiśni w łączy nas piłka, tam w PZPN-ie. Byliśmy u Romka Kołtonia i wiesz, wszędzie tylko pokazywaliśmy tą bramka, a to że straciliśmy 20 parę w grupie to zapominaliśmy wspomnieć.(śmiech)
MJ: Ale to w ogóle była taka akcja, bo przecież jak strzeliliśmy tą bramkę, to pamiętasz, trener Stawarz, Lubek, wszyscy wskoczyli na boisko, a to też nie jest tak do końca, że trenerzy mogą, a po prostu trener Stawarz przeskoczył przez bandę, podleciał, zaczął się cieszyć. W ogóle tak naprawdę sędziowie nie za bardzo widzieli, co w tym momencie można zrobić, ale dali nam się pocieszyć i później pamiętam tą walkę. Grecy za wszelką cenę chcieli ten mecz wygrać to ale…
MR: Nie, ale oni to już nas potem trochę tłamsili, to już taka trochę obrona Częstochowy, ten taki, Zacharos?
MK: Dimos Zacharos.
MR: Dimos Zacharos, taki kawał chłopa. Z resztą potem graliśmy z nim kilka razy. bo pamiętam, że na pewno kiedyś w Czechach z nim gadaliśmy na turnieju.
MJ: W Bučovicach na pewno był.
MR: Tak u nas tutaj też był w Krakowie, jak graliśmy turniej, więc troszkę się z nim potykaliśmy. Ale wiesz co Martin, nie wiem czy się ze mną zgodzisz, że tym takim całym kołem zamachowym, dalszego tego, że my tego nie zostawiliśmy było to, że pojechaliśmy do Pragi na turniej klubowy. Tam już pojechaliśmy jako Tyniecka Nie Widzę Przeszkód wtedy i naprawdę z mocnymi ekipami, bardzo mocno obsadzony turniej, łącznie z tym że Rosjanie jako mistrzowie Europy wtedy się podzielili na 2 składy, był skład A i skład B. Myśmy grali w grupie z tym składem B z Rosjanami i my wtedy wygraliśmy 1:0. My wtedy na tym turnieju zajęliśmy trzecie miejsce i to było chyba dla nas takie, wow! Złapaliśmy trochę doświadczenia na tych Mistrzostwach Europy. Wiedzieliśmy jak grać, jak się bronić z nastawieniem na taką konterkę, że ta długa piła na Ciebie, i to był takie dla nas wielki sukces i potem tak naprawdę to wszystko ruszyło tutaj w Krakowie?
MJ: No tak, tak, tak, przecież myśmy wtedy nawet walczyli o ten finał prawda, o pierwsze, drugie miejsce, natomiast niestety z drużyną z Włoch żeśmy przegrali. Ale jak to później było, że myśmy się z nimi z powrotem spotkali?
MK: Wy przegraliście z Włochami w grupie, ale o trzecie miejsce z Włochami wygraliście.
MR: Tak, dokładnie tak.
MK: W sensie z klubami z tych krajów, nie z tymi krajam.
MR: Już nie pamiętam, skąd był ten klub włoski jakiś.
MJ: Ja też nie pamiętam.
MK: Rozwiązał się na pewno po tym meczu.
MR: Ale pamiętam, że my wtedy wygraliśmy najpierw z Rosjanami 1:0, potem pokonaliśmy chyba Wiktorię Berlin też 1:0.
MJ: Tak.
MR: Potem był ten mecz z Włochami, przegraliśmy go 2:1.
MK: Sanremo Liguria Calcio Non Vedenti.
MR: Brawo, i potem właśnie czekaliśmy na ten mecz o to trzecie miejsce i wtedy…. Wiem jak to było, myśmy wtedy wyszli z drugiego miejsca i graliśmy z pierwszym zespołem z drugiej grupy i tam wtedy był ten skład A Rosji, i myśmy wtedy przegrali chyba 3:0, coś takiego.
MJ: Nie, wtedy chyba 3:1.
MR: Nie, 3:1 to był inny turniej. Potem znowu z Włochami zmierzyliśmy się o trzecie miejsce, wtedy wygraliśmy 1:0. To była wtedy dla nas taka mega mobilizacja. Mega się wtedy cieszyliśmy po tym zwycięstwie. To był 2015 rok i wtedy zaczęła się tak naprawdę Mateusz walka, żeby stworzyć sobie warunki do treningów, żebyśmy mieli w końcu boisko, bo my trenowaliśmy często na sali gimnastycznej, która ma 10 x 6 metrów, więc te warunki były słabe. Bardzo dużo pomógł nam Polski Związek Piłki Nożnej, który nam dofinansował to, żeby Twój tata, tak naprawdę ręcznie, stworzył bandy dla nas.
MK: Tak, pamiętam, bo to był taki mecz Polski Związek Piłki Nożnej kontra władze Małopolski, jakiś taki coś było, czy Krakowa? Na stadionie Cracovii był ten mecz organizowany plus ta zbiórka. Potem jak się nam udało te pieniążki zabrać, to pamiętam, że właśnie zaangażowaliśmy mojego tatę, żeby nam stworzył z drewna plus żelaza takie bandy. Ja mam przed oczami taki widok do dzisiaj, bo on robił to wszystko u mojego dziadka w garażu na działce, jak po prostu każdego dnia na trawie, tam przed domem stawały kolejne te panele. To sąsiedzi myśleli, że tata buduje sobie własnoręcznie jakieś panele fotowoltaiczne, bo to tak wyglądało. Ale w sumie prawda jest taka, że my na tych bandach ponad rok trenowaliśmy. Nie jeden turniej nam się udało zorganizować. Taką metodą chałupniczą doszliśmy krok po kroku do profesjonalizacji tego, że dzisiaj mam bandy lepsze.
MJ: W ogóle pamiętacie, te bandy stanęły też na boisku, pełnowymiarowym już takim naszym, faktycznie? Natomiast niestety nie było ono usłane trawą tylko…
MR: Tylko tartanem.
MJ: Tylko to był taki tartan mieszany z czymś, bo to nie był taki stricte tartan, tylko takie właśnie coś dziwnego.
MR: Gumolit taki, nie? Wywrócenie tam bolało w każdym bądź razie, każda wywrotka. To też trzeba podziękować, bo teraz mi wyleciała z głowy, kurczę, nazwa tej ulicy…
MK: Skwerowa.
MR: Skwerowa, tak, gimnazjum wtedy to było i w ogóle wielkie ukłony dla pani dyrektor, która się wtedy zgodziła tak naprawdę nam, to boisko dać oczywiście za darmo. To był taki okres kiedy my, no nie wiem, myślę, że nie przesadzę, potrafiliśmy rozegrać 50, 60 meczów na rok jeżdżąc po tych różnych turniejach począwszy od Czech, gdzieś tam, nawet do Niemiec jechaliśmy. Potrafiliśmy jechać w jedną stronę po 1 100 km busem z naszymi przyjaciółmi, pozdrawiamy tutaj całą rodzinę Sap, z którymi przyjeżdżamy te tysiące kilometrów. Mateusz, Ty robiłeś zawsze takie ciekawe podsumowania, więc tam to wychodziło kilka tysięcy kilometrów w roku. To trochę dla nas była taka też lekcja pokory, bo na początku jeździliśmy jako taka drużyna, tacy chłopcy do bicia. Fajnie było zaprosić Kraków, bo wiadomo było, że spuszczą nam po prostu manto, ale już później, jak zaczęliśmy pokazać pazurki to…
MJ: To już nas przestali zapraszać. (śmiech)
MR: To już nas przestali zapraszać, nie Mati?
MK: Tak, to masz rację, że na początku był taki wysyp tych ofert, bo przyjeżdżają dostarczyciele punktów. Natomiast ja też pamiętam, że my zawsze mieliśmy, jeszcze zanim dorobiliśmy się tych band naszych, na których mogliśmy trenować, to pamiętam, że my pierwsze dwa, trzy mecze, to po prostu jak dzieci we mgle biegaliśmy po tym boisku i dopiero gdzieś pod koniec się rozkręcaliśmy, jak już się przyzwyczailiśmy do tego grania na tej bandzie.
MJ: Tak, bo w ogóle myśmy z samego początku, jak jeszcze tych band nie mieliśmy, co Twój tato zrobił, przecież za bandy nam służyły na przykład wywrócone ławeczki.
MK: (śmiech) Nie przypominaj mi tego.
MJ: I to było takie kaskaderskie strasznie, bo jakby tak naprawdę ktoś się rozpędził, nie zatrzymał, to…
MK: To podcięcie było niezłe.
MJ: To niestety nie zatrzymał się na bandzie tylko przekoziołkował. Natomiast to właśnie, zawsze wracaliśmy i jak jechaliśmy na turniej, to z tymi bandami żeśmy się musi pierwsze zapoznać, później się rozkręcało. Niestety turniej się już wtedy kończył, wracaliśmy więc z powrotem do domu. (śmiech)
MR: Potem pamiętam, tak 2017 rok, wtedy zaczęliśmy powoli odnosić takie pierwsze sukcesy. Zajęliśmy już jakieś miejsce na podium na danym turnieju, więc też to potem zaczynało już procentować i potem ten rok 2017…
MJ: Zdradzę Państwu taką tajemnicę, że nam później wiele rzeczy zaczęło procentować.
MR: Najczęściej w drodze powrotnej te procenty zaczynały się odpalać. Ale ten 2017 wtedy kiedy my przystąpiliśmy do rozgrywek ligowych, to był pierwszy sezon 2017/18 chyba?
MK: Tak.
MR: Wtedy tam uplasowaliśmy się na drugim miejscu. To był taki projekt Liga Centralnej Europy, czyli występowały tam drużyny z Krakowa, z Wrocławia, z Pragi, z Brna i z Budapesztu, to było pięć takich ekip. Potem w drugiej edycji dołączyła do nas ekipa z Wiednia i to były w sumie wydaje mi się najfajniejsze lata naszego funkcjonowania. Mieliśmy własną rodziną ligę, może nie rodzima, okej, ale graliśmy w tej lidze naszej, gdzie musieliśmy się zmobilizować, żeby zawsze tam jeździć. Te 2 sezony zakończyliśmy 2 razy drugie miejsce, za każdym razem za ekipą z Brna. Niestety kiedy przystąpiliśmy do trzeciego sezonu po pierwszym turnieju byliśmy liderem i przyszedł COVID i wszystko się niestety zepsuło, spinkoliło się i musieliśmy to wszystko zostawić. Ale do czego zmierzam, to opowiadam troszkę o tych kwestiach sportowych, ale mocno organizacyjnie też poszliśmy do przodu. Pamiętasz Mateusz, jak poszliśmy do prezydenta Jacka Majchrowskiego porozmawiać z nim o tym, żeby udało się gdzieś załatwić bandy? Pamiętam, że bardzo nam w tym wszystkim pomógł Tomasz Urynowicz, wtedy radny w Krakowie, teraz już bardziej działa w Urzędzie Marszałkowskim, ale wtedy pracował w Urzędzie Miasta. I jak weszliśmy tam do gabinetu, do pana prezydenta, unosił się taki dym z cygar i ta nasza prezentacja trwała może ze 20 minut i skończyło się to tak – „Skończyliście? – Tak. – Kupujemy bandy”.
MK: Tak, ale to jest to co mówisz, że przyszliśmy trochę zestresowani, w garniturach, tak jak trzeba, żeby właśnie pokazać jakie mamy plany, bo to jeszcze było tak, że w międzyczasie odezwała się do nas IBSA z zapytaniem…
MR: IBSA, czyli międzynarodowy związek sportu osób niewidomych.
MK: Czyli ta IBSA się do nas odezwała z zapytaniem, czy nie chcielibyśmy zorganizować międzynarodowego turnieju piłki nożnej, ale reprezentacyjnego. Tylko warunek był taki, że musimy mieć bandy i to też był taki bodziec, żeby uderzyć tam do pana prezydenta z zapytaniem, że już mamy takie doświadczenie, chcielibyśmy zorganizować to i to, i czy by nam nie pomógł? I tak jak Marcin mówi, 20 minut gadania, dwie sekundy potwierdzenia. Bandy stoją i służą nam do dziś.
MR: Do dzisiaj. To był piękny turniej, wtedy jako reprezentacja wygraliśmy ten turniej w Krakowie, w finale pokonaliśmy Irlandię. Potem zorganizowaliśmy jeszcze Blind Football Kraków Cup, czyli drużynowy turniej, też go wygraliśmy, więc ten 2018 rok na tych bandach to była sama przyjemność. Potem się nam udało załatwić, że te bandy mogły stanąć na Międzyszkolnym Ośrodku Sportowym na Placu Na Groblach 23. Tam trenujemy, tam pozdrawiamy panią dyrektor Krauss, która nam bardzo dużo pomaga i mamy naprawdę chyba najpiękniej położone boisko w całej Europie do blind footballu, bo pod samym Wawelem więc piękna okolica. Ale chciałem przejść do tego jak staliśmy się Wisłą Kraków Blind Football. Pamiętacie, jak jechaliśmy, wtedy chyba to była zima i jechaliśmy na trening do Com-Com Zone tutaj na Ptaszyckiego w Krakowie w Nowej Hucie i rozmawialiśmy o tym, że Legia Warszawa otwiera sekcję arm footbalu. I ktoś rzucił właśnie: dlaczego byśmy nie mogli spróbować zrobić to jako Wisła Kraków, tak Mateusz?
MK: Tak, tak, pamiętam tą właśnie rozmowę, nie wiem, kto to konkretnie rzucił, ale pomysł był rzucony i jak wiadomo nie utknął gdzieś tam w busie w drodze na trening, ale został w naszych głowach, a szczególnie w Twojej głowie. Potem skontaktowałeś się z ówczesnym prezesem Wisły Kraków - Rafałem Wisłockim. Rafał zareagował bardzo pozytywnie, zarząd pozytywnie też zareagował i tak zaczęliśmy grać z białą gwiazdą na piersi.
MR: To tak w bardzo dużym skrócie. W ogóle fajna też historia, jak ja się poznałem z Rafałem. Pamiętam, że my na stadionie Wisły w tej części biurowej wynajmowaliśmy jako fundacja taki pokoik w Centrum Obywatelskim. Tam można było jako organizacje pozarządowe przyjść na te kilka godzin sobie popracować. I właśnie zmierzając tam, czekając na Was pod halą Wisły, podszedł do mnie Rafał, powiedział, że kojarzy mnie z „Turbokozaka” i czy mi jakoś pomóc? Chwilę pogadaliśmy. Potem na „Weszlo” zrobiliśmy wywiad z Rafałem, wtedy kiedy objął stery w Wiśle Kraków jako prezes. Stąd się nam to fajne udało. Ja pamiętam, że dla nas to było takie w ogóle wow! Jak ta cała umowa, Rafał do nas przychodził, czytał nam to. Byliśmy w ogóle w szoku, że tyle poświęca nam czasu, żeby to wszystko się udało podopinać.
MK: Tak, tak jak mówisz, ale to też pokazywało, że ten nasz pomysł, to nie jest takie – „no nie, przyszła grupa niepełnosprawnych, to może się zlitujmy nad nimi i im pomóżmy.”. - Tylko ktoś u góry też widział, że ma to sens, że ma to ręce i nogi.
MR: Tak, wszyscy pracownicy, Karolinę Biedrzycką zwłaszcza tutaj pozdrawiamy, naszą kochaną Karo, która zawsze wszystko załatwi. Nikt tak miękko nie mówi do mnie „Marcinku”, jak mówi Karo. Bardzo to lubię.
MK: Będzie słuchać tego Twoja żona, pamiętaj.
MR: Dobra tam. Dobra to słuchajcie, pamiętam taki pierwszy nasz wyjazd, jako Wisła Kraków. Pojechaliśmy w ogóle, uwaga do, Gelsenkirchen, na turniej z Schalke i pierwszy mecz graliśmy z Schalke i zremisowaliśmy go 0:0, ale jak Wy wspominacie, może Martin, zacznę o Ciebie, bo tego jestem też w sumie ciekawy? Jaki to był dla Ciebie pierwszy mecz w barwach Wisły Kraków? Tylko powiedz tak prosto z serducha, nie takie wiesz – „o to były ogromne emocje” - nie tylko tak prosto w ogóle z serducha, co myślałeś?
MJ: Co ja sobie myślałem…? Wiesz co, oczywiście, że to było niesamowite uczucie, jak dostaliśmy w ogóle stroje. Ja pamiętam ten moment, kiedy zebraliśmy się i Ty mówisz: „No bo tutaj się musimy podzielić, tu masz pierwszy komplet, tu masz polówkę, tu masz to, tu masz tamto.” - I tak sobie mówię: „kurczę, faktycznie, mamy stroje, jak tacy prawdziwi piłkarze.” W końcu staliśmy się takimi prawdziwymi Wiślakami.
MR: Ja Ci przerwę, tylko szybko wtrącę, że na ten turniej, to w ogóle przyjeżdżali ludzie z Niemiec do nas, kibice Wisły Kraków, żeby zobaczyć blind football w akcji.
MJ: Dokładnie, i jak zajechaliśmy właśnie już do Gelsen i pierwsze ja pamiętam, jak wyszliśmy na to boisko, ja mówię: „to teraz trzeba będzie pokazać na co nas stać”. Zawsze to taki dodatkowy dla mnie był ciężar stresowy, że teraz to już nie jestem jakiś tam Martin Jung, który gra sobie w Tyniecka Nie Widzę Przeszkód, nie umieszczając oczywiście temu, ale mimo wszystko to podwyższyło jakoś rangę, jeżeli mieliśmy już tą białą gwiazdą na piersi. Pamiętam, że ten remis wtedy wywalczyliśmy, to ja byłem dumny…
MR: Ja pamiętam, że dostałem taką patelnie, że po prostu, dostałem taką długą piłkę od bramkarza wbiegając jakby tak z boku i przyjąłem sobie piłkę lewą nogą i obracałem się, ale obok mnie był od razu obrońca. Wiem, że miałem bardzo mało czasu i wtedy jak uderzyłem, mówię: „dobra to będzie pierwsza bramka w Wiśle siedzi” i pamiętam, że tam wszyscy „aaa!”, że minimalnie koło spojenia. Takie właśnie mam wspomnienie z tym meczem z Schalke.
MJ: To był ciężki mecz, bo z tego co kojarzę, to wtedy jeszcze popadało wcześniej, w ogóle tak rosiło. więc było bardzo ślisko na murawie i wiem, że ślizgaliśmy się. Natomiast udało się 0:0. Też to wtedy był dość ważny punkt dla nas, dlatego że Schalke…
MK: Jeden z niewielu. (śmiech)
MJ: Ale w sensie co? Jeden z niewielu ważnych punktów?
MK: Nie, jeden z niewielu punktów na tym turnieju.
MR: Właśnie tutaj fajnie, że się Mateusz odezwałeś takim trochę głosem Kłapouchego. Ja tu muszę powiedzieć, że Mateusz jeżeli chodzi o dzień przed turniejem, albo po prostu ostatnie minuty przed meczem, jest nie do zniesienia. Po prostu gość zawsze tak podgrzewa atmosferę mocno w szatni, że ja się wtedy staram trzymać od niego z daleka. I dla Ciebie Mati to chyba rzeczywiście było takie mocne przeżycie ten pierwszy turniej jako Wisła Kraków Blind Football, zwłaszcza że Ty też jesteś odpowiedzialny za tę stronę medialną. Czyli żeby po każdym meczu wrzucić informację z wynikiem, jaki był, zrobić sobie jakąś taką fotkę. Dla Ciebie to chyba bardzo dużo ta koszulka ważyła na tym pierwszym turnieju, żeby sobie to wszystko oswoić, że jak przegramy, dostaniemy trójkę od kogoś, wrzucamy to już jako Wisła Kraków, nie jako Tyniecka?
MK: Wiesz co, ja Ci powiem tak, zacznę od tego, że dla mnie blind football to jest w ogóle dyscyplina dzięki, której jestem tu gdzie jestem, tego nie będę ukrywał, że gdybym Was nie poznał, to nie wiem, gdzie bym skończył. Pewnie dalej bym grał w football managera, w zależności na ile by mi oczy pozwoliły. Druga kwestia, ja też już od dzieciaka jestem dzięki tacie kibicem Wisły Kraków, a trzecia kwestia, to jest właśnie to co mówisz, że akurat ja mam ten przywilej, że zarządzam mediami społecznościowymi i to ja wrzucam informacje, nieważne czy to jest zwycięstwo czy porażka. I pamiętam, że po remisie 0:0 –„ dobra no to mamy 0:0, to z resztą już pojedziemy.” - A wiesz, Wisła - Schalke 4:1, czy właściwie 1:4, bo to było w Gelsenkirchen grane. I wiesz, tu były takie emocje, że na początek, pierwszy mecz jako Wisła Kraków gramy z Schalke, to się musimy pokazać i wynik był naprawdę pozytywny, a później już tu gdzieś wpadła dwójka, tu gdzieś wpadła trójka i już nie było tak wesoło. Pamiętam, że my siedzieliśmy w szatni i tak – „jak my to mamy komunikować? Co my mamy zrobić? Nie napiszemy wyrównana walka, nie wiadomo, dlaczego przegraliśmy 3:0.” – Nie, trzeba było być po prostu uczciwym i to też myślę, że i mnie i Was nauczyło, że nie ma co się przejmować. Wiadomo, tak jak mówisz, koszulka więcej waży, ale odpowiedzialność za prawdomówność jest dalej taka sama, bo jak wygrywasz to uczciwie, jak przegrywasz, to też musi być uczciwie.
MR: Okej, wiadomo. My tutaj jako Wisła Kraków zdobyliśmy Puchar Polski. Wydaje mi się, że możemy mówić o tym, że bardzo dużo zrobiliśmy już jako Wisła. Mam nadzieje, że ten rok teraz nas nie zahamuje i będziemy mogli robić jeszcze więcej. Ale zanim przejdziemy do wątku reprezentacji, bo też sobie powiemy tutaj dosłownie 3 słowa na ten temat, bo nagrywamy to 20 maja w czwartek, a 21 maja zaczynamy pierwsze zgrupowanie kadry reprezentacji Polski, tutaj w Krakowie. Może jeżeli słuchacie nas w piątek, wtedy kiedy to wjeżdża i chcielibyście przyjść, to zapraszamy, piątek sobota, niedziela na obiekty na Placu Na Groblach, bo tam będziemy trenować, więc sobie możecie zobaczyć, jak ta piłka wygląda. Ale chciałem Was zapytać i żeby sobie tutaj każdy z nas przygotował, jaki rozegrałeś najważniejszy swój mecz w blind footballu do tej pory? Taki mecz, który Ci najbardziej zapadł w pamięć? Strzelona bramka albo cokolwiek? To ja Wam dam chwilę do zastanowienia się, bo ja sobie już w głowie to ułożyłem, żeby Was gdzieś tak nie zaskoczyć. Dla mnie to był mecz u siebie jak graliśmy turniej już jako Wisła Kraków. Graliśmy z zespołem z Pragi, przegrywaliśmy 1:0 w pierwszej połowie i w drugiej połowie ja zdobyłem dwie bramki, potem strzelił trzecią Martin i później taka nerwowa końcówka, Praga strzeliła bramkę na 3:2 i tak nerwowo, żebyśmy dowieźli do końca. Wtedy sporo kibiców nam dopingowało i to się udało. Dla mnie to było wtedy chyba takie największe przeżycie. Najbardziej pamiętam ten mecz i to właśnie chyba tylko dlatego że grałem z koszulką Wisły przed własną publicznością i to było dla mnie takie mega ważne. A Ty Bungu, Martin?
MJ: Chwila, to już minęła ta chwila, żeby się zastanowić, tak?
MR: Tak, to była moja wypowiedź.
MJ: Dobra, w porządku, wiesz co, zasłuchałem się w nią, ale dobra. Ciężko powiedzieć, tak wybrać jeden konkretny mecz, jedna konkretna akcja, bo dla mnie ważne było kilka, ale myślę, że takie dwie właśnie, to wtedy kiedy graliśmy tutaj u nas między innymi też ten mecz, o którym Ty przed chwilą mówiłeś. Też był ważny, bo to jest tak jak właśnie mówiłeś, było mnóstwo kibiców i mogliśmy wtedy tak naprawdę pokazać, że ten blind football dostarcza również mnóstwo emocji. To było takie niesamowite właśnie, że przegrywaliśmy 1:0, później strzeliliśmy te bramki 3 i później straciliśmy ponownie drugą bramkę i musieliśmy się bronić.
MR: Ja pamiętam, jak Mateusz puścił wiązankę do tego typa, bo tam później się okazało, że gość w ogóle podglądał, tam sędziowie go wyłapali…
MJ: Poczekaj, nie cytuj.
MR: Okej.
MJ: Natomiast to był jeden mecz, drugi mecz troszkę wcześniej, kiedy pierwszy raz zrobiliśmy turniej tutaj w Krakowie, pamiętacie, na hali Com-Com Zone, tak? Co graliśmy, wtedy akurat chyba pierwszy raz miałem jakiś taki poważniejszy uraz, co poszedłem na preses z Pragą wtedy, z zawodnikiem. I też dla mnie to było wtedy niesamowite przeżycie, bo pamiętacie, że wtedy zorganizowaliście dużo kibiców, którzy przyszli też wtedy oglądać, bo to był pierwszy tak naprawdę taki oficjalny mecz w Krakowie. Nie wiem, czy kojarzysz taki moment, kiedy uderzałem z prawej strony i piłka się odbija od poprzeczki, natomiast wszyscy myśleli, że ona już wpadnie i taki ogromny huk jeszcze tam był, niesamowity pogłos, więc jak wszyscy zrobili „uuu!”, to tak nagle taki huk się zrobił niesamowity. Ta piłka gdzieś poszła w pole i pamiętam tylko szczęściem, że ona się po prostu od Ciebie odbiła, to Ty wiedziałeś, że dalej coś się w ogóle dzieje, bo tak to nie było w ogóle słychać, że ona dalej gra. To też takie niesamowite uczucie dla mnie było. A trzecia kwestia to jest właśnie strzelona bramka jako reprezentacja Polski.
MK: To tak się dziwię, że dopiero na końcu ją wymieniłeś.
MJ: Nie no, wiesz co, szedłem od współczesności do starożytności.
MR: Okej, Mateusz teraz Ty.
MK: Ja powiem tak, że wiadomo że to jest gra zespołowa i wszyscy tutaj się emocjonujemy jako drużyna, aczkolwiek tak jak Ty mówisz, że każdy z nas zawsze ma coś takiego, co najbardziej zapamiętuje. Ja dalej zostanę przy tym turnieju właśnie, co pierwszy raz graliśmy jako Wisła, gdzie nie oszukujmy się, nie szło nam najlepiej. Ja pamiętam, że Ty jeszcze Marcin miałeś skręconą kostkę, chyba w drugim meczu Ci któryś zawodnik tam na nią nadepną, na stopę i Ty nie byłeś w stanie z nami grać. Pamiętam, że kończyliśmy ten turniej z Pragą i tam wygraliśmy jakieś 5 albo 6 do zera i ja strzeliłem ostatnią bramkę, i pamiętam, że wtedy już tak po prostu ze mnie puściło. Się śmiałem, że dobrze, że mam gogle, bo nie widać, że się rozpłakałam po prostu, bo gdzieś tam ten turniej nie szedł nam po naszej myśli, ale po tym golu, gdzie mi się udało tą bramkę wbić po rękawicach bramkarza, to już wtedy pomyślałem – „Dobra to teraz już może być tylko lepiej.” – Jeśli się nie mylę, to my od tego zwycięstwa z Pragą już jako Wisła, potem mieliśmy całkiem owocną, jak chodzi o punkty, serię w kolejnych turniejach.
MR: Dokładnie, słuchajcie, bo tutaj powoli będziemy sobie dzisiaj kończyć. Powiemy sobie jeszcze trzy słowa o tej reprezentacji Polski. W październiku Mistrzostwa Europy drugiej dywizji w Bukareszcie, nasz cel Martin, to żeby zająć jedno z dwóch pierwszych miejsc.
MJ: Tak jest panie kapitanie!
MR: I żeby się zakwalifikować, żeby w przyszłym roku wystąpić na mistrzostwach pierwszej dywizji, żeby troszkę przypomnieć się tej Europy, że jest taki kraj jak Polska i że nie będzie już z nami tak łatwo.
MJ: Oczywiście, do tego będziemy dążyć i mam nadzieję, że nam się uda. Wiadomo jest jeszcze długa droga przed nami, bo musimy pierwsze drugą dywizję wygrać czy zdobyć drugie miejsce. Ale liczę, że wygramy, taką mam nadzieję i później pojedziemy na dalekie wody, zdobywać Europę.
MR: Mateusz, cały czas szukamy osób, które są chętne, chciałyby spróbować swojej przygody z blind footballem. Wiemy, że nasze podcasty trafiają choćby na grupy na Facebooku dla niewidomych. Też na pewno takie osoby nas słuchają, przemawiamy teraz do Ciebie właśnie, kiedy słuchasz tego podcastu i chciałbyś do nas dołączyć, to Mateusz, co by musiał nasz kolega zrobić, żeby spróbować swoich sił z blind footballem?
MJ: Ale nie mówmy tylko o kolegach, koleżanki też mogą przyjść.
MK: Oczywiście, kobiety też grają. Natomiast słuchajcie, jeśli tam siedzicie i musicie sobie – „kurczę goście gadają o czymś, czego w życiu na oczy nie widziałem i może nie zobaczę” – niestety w naszym przypadku to jest norma. Natomiast nie bójcie się przyjść na trening do nas, my jesteśmy Plac Na Groblach 23. My trenujemy w poniedziałki i czwartki o godz. 16:00. Macie do nas kontakt mailowy, najlepiej chyba na kontakt@niewidzacprzeszkod.pl, to jest kontakt bezpośrednio do nas do fundacji, która zarządza blind footballem. Ewentualnie blindfootball@wisla.krakow.pl , tam też możecie się do nas odezwać, możecie nas znaleźć. My Wam to wszystko podlinkujemy, najważniejsze jest wyjść z domu. Chłopaki tutaj sportowo są bardzo mocno zaangażowani, mówię o Marcinie i o Martinie. Chłopaki mnie przypadkiem spotkali, mnie przypadkiem wyciągnęli i dzięki nim tutaj siedzę i być może gdzieś tam wśród Was siedzi ktoś, kto właśnie czeka na ten odcinek, na ten podcast. Słuchajcie, my tutaj możemy sobie 10 godzin o blind footballu opowiadać, ale jeśli nie przyjdziecie, nie spróbujecie, to się nie przekonacie, jak świetny to jest sport.
MR: Ja dodam tylko tyle, że jesteśmy w stanie jako fundacja spokojnie zorganizować również nocleg dla osób z poza Krakowa, które chciałyby spróbować swoich sił. Jesteśmy w stanie też zorganizować jakieś takie większe zgrupowanie dla osób, które chciałyby spróbować, więc tylko się nie krępujcie, naprawdę. To tylko kwestia kupić bilet, przyjechać, my tutaj zapewnimy czy zakwaterowanie, czy wyżywienie. Szukajmy tych osób, bo naprawdę na całym świecie blind football jest mega popularny. Mateusz ile jest tam tych zespołów w Brazylii?
MK: W Brazylii tam są trzy poziomy rozrywkowe, są 33 drużyny. W Polsce są tylko dwie drużyny, więc popatrzcie, jak wiele my mamy do nadrobienia. Jak chłopaki mówili, że w 2008 roku zaczynaliśmy trenować profesjonalnymi piłkami, bundesliga niemiecka już wtedy startowała, tam grało bodajże 7 zespołów. Teraz w tym roku kolejny sezon startuje bundesligi, grają Francuzi, grają Hiszpanie. grają Brazylijczycy, Argentyńczycy, Niemcy. Dlaczego Polacy mają nie grać?
MR: Okej, Martin, coś od Ciebie jeszcze na koniec, kilka słów zachęty?
MJ: Myślę, że każda para nóg jest nam również potrzebna, ponieważ, po pierwsze, można trochę popracować nad swoją tężyzną, nad swoją kondycją i przede wszystkim też nad zdrowiem. Bo nie oszukujmy się, zdrowie to ruch i ruch to zdrowie. Natomiast myślę, że to jest niesamowita też przygoda, ponieważ możemy, prócz tego że pobiegamy sobie po boisku, to możemy zwiedzić wiele ciekawych miejsc. Tak jak tutaj już podczas tej audycji mówiliśmy, że byliśmy w Czechach, w Niemczech. Pamiętacie jak byliśmy we Francji też w Montpellier?
MR: Tak, ja pamiętam, w kwietniu, wszyscy zima, a my na lazurowym wybrzeżu.
MK: Plażing.
MJ: Więc naprawdę można zwiedzić też kawał świata i wiele ciekawych rzeczy doświadczyć, więc przychodźcie. Tutaj nieważne, że ktoś ma jakieś opory przed bieganiem, przed prowadzeniem piłki. Jeżeli nie wiecie, jak to wszystko będzie wyglądało, jeżeli przyjdziecie będziecie mieć po prostu pełne wsparcie od samego początku. Pamiętajcie, że myśmy też nie od razu biegali, tak jak na samym początku mówiliśmy. W 2008 roku żeśmy się rozbijali o siebie, bo też nie znaliśmy tego wszystkiego, tego wszystkiego musieliśmy się niestety nauczyć. Nam to zajęło widzicie 13 lat, żeby być w tym miejscu, gdzie jesteśmy, a Wy przychodząc będziecie mogli z nami współpracować, przy nas się uczyć i nas też nauczycie na pewno nowych rzeczy, ponieważ będziecie na przykład dobrymi napastnikami, obrońcami, którzy będą nam przeszkadzali ,więc będziemy też musieli się podnosić, będziemy mu